O zaletach odwołanych występów, umiejętności bycia na 200%, męczących czarnych dziurach i… o tym, czego za nic nie zdradzą, opowiadają Marcin Wójcik, Michał Wójcik i Waldek Wilkołek. Zobaczcie, co mieli do powiedzenia siedem lat temu 😎
Marcin: Możemy już, tak?
Dwie sekundki, włączam dyktafon...
Michał: Pani jest nieprzygototowana...
I tak to się zaczęło... 😎
Dlaczego powstał Wasz kabaret i jakie były jego początki?
Marcin: Najpierw byłem ja z kilkoma innymi osobami. Później doszedł Michał (z którym nie łączą mnie żadne więzy rodzinne), a po nim Waldek. Przyczyną powstania kabaretu była chęć niesienia ludziom daru radości. Nie mamy wymyślnych ideologii, po prostu lubimy się bawić na scenie. Jeśli chodzi o nazwę kabaretu, to do głowy nie przyszło nam nic innego niż Ani Mru-Mru. Pojawił się też pomysł, by nazywać się Cola-Cola, ale okazało się, że to już zajęte.
Kto wymyśla teksty?
Marcin: Piszą dla nas zaprzyjaźnieni autorzy, m.in. Ryszard Kozubal, młody człowiek z Chełmna, i pani Grażyna Tracz – dziennikarka z Radia Lublin.
Skąd bierzecie pomysły na skecze?
Michał: Ja bym to pytanie odpuścił. Jeżeli powiemy, skąd bierzemy pomysły, to każdy będzie mógł sobie je stamtąd wziąć [śmiech].
Jaki był Wasz najlepszy występ?
Marcin: Trudno wybrać, bo jest ich mnóstwo. Uważam, że każdy mój występ jest wspaniały [śmiech]. Myślę, że o to trzeba jeszcze ludzi zapytać. Pamiętam jeden taki występ w miejscowości Żywiec. Był wspaniały, dlatego że został odwołany [śmiech]. Dzięki temu mieliśmy dzień wolny.
Michał: Swój najlepszy występ dałem w Paryżu. Dobrze mi się tam grało. No i Paryż – kolebka kabaretu…
Waldek: A mój najlepszy występ był w Ostródzie – graliśmy tam drugi raz.
Marcin: Tak, tam było naprawdę fajnie. Ludzie to po prostu się kładli, tak śmiesznie się zrobiło. Waldek skutecznie rozbawił tamto towarzycho.
Bywa tak, że w trakcie występu ktoś Was rozśmiesza albo coś śmiesznego Wam się przypomni?
Waldek: Absolutnie, coś takiego nigdy mi się nie zdarza.
Michał: A Marcinowi i mnie tak. Kiedyś podczas występu siedzieliśmy za stołem, nasze spojrzenia się spotkały i roześmialiśmy się. Kabaret to forma, która żyje. Śmiejemy się, chichoczemy.
Marcin: Robimy sobie czasem psikusy na scenie.
Zdarzyło Wam się zapomnieć tekstu?
Marcin: Tak. Wtedy są tzw. czarne dziury. Jak się pomyśli o czymś innym, można wypaść z rytmu. W piosenkach tego nie da się już uratować. Coś tam wtedy mamroczę [śmiech].
Jak ludzie na Was reagują?
Waldek: Na mnie normalnie, mówią: „O, jaki gruby koleś idzie”.
Michał: A o mnie: „O, jaki chudy!”.
Marcin: O mnie: „O, jaki przystojny”.
Które skecze lubicie najbardziej?
Marcin: „Król i wieśniak”. Mam tam postać dobraną do osobowości. Uwielbiam role króla, księcia, trenera.
Michał: A mój ulubiony skecz to „Muszkieterzy”. Mam szpadę, którą mogę sobie pomachać [śmiech].
Nie poruszacie raczej tematu wiary?
Michał: Uważamy, że to nie jest temat do śmiechu. Religia to zbyt poważna sprawa. Poza tym nie należy robić czegoś, co mogłoby kogoś urazić.
Często występujecie, macie wystarczająco dużo czasu dla rodziny?
Michał: Mało. Jeżdżę między Warszawą a Lublinem. To ogranicza czas dla rodziny, choć staram się wygospodarować go dla niej jak najwięcej.
Marcin: Ważne, że jeśli już jesteśmy w domu, to na 200%. Maksymalnie dużo czasu spędzamy z rodziną, bo wartości prorodzinne są nam bliskie. Chcemy wychować dzieci według zasad, które wyznajemy.
Waldek: Staram się jak najwięcej czasu spędzać z synem, bo uważam, że przebywanie z nim to jest cud, który spłynął na mnie tak niespodziewanie i tak fajnie. Tak, dzieci są cudem…
Inni, którzy mają pasję? Kliknij 👉 tutaj 👈
___
Źródło: magazynfamilia.pl
Fot.: pixabay.com/pl
bardzo fajnie czytało się wywiad
OdpowiedzUsuń... bo z fajnymi ludźmi 😉
OdpowiedzUsuń