czwartek, 26 kwietnia 2018

[INSPIRACJA] Grzegorz Kleszcz

Historia Grzegorza Kleszcza – sztangisty, trzykrotnego olimpijczyka pokazuje jak łatwo się zgubić w świecie, w którym brakuje odpowiednich wzorców. To historia o drodze na szczyt, drodze przez porażki, naukę i nowe doświadczenia... 


Dziś Grzegorz jest szczęśliwym mężem i ojcem. Trenuje w jednym z podwarszawskich klubów, udziela się społecznie i charytatywnie. Każdą wolną chwilkę najchętniej spędza z żoną i dziećmi. Grzegorz mówi o wartościach, którymi żyje i które chce przekazać synkowi i maleńkiej córeczce. Mówi o wartościach, których sam nie poznał w domu rodzinnym ...

Z alkoholem po sąsiedzku


Dzieciństwo i wczesne lata Grzegorza Kleszcza można określić jednym słowem – patologia. W jego najblizszym środowisku było dużo alkoholu, a w związku z tym, że mieszkał naprzeciwko baru – widział, co się tam dzieje. Bójki, przekleństwa i agresja – codzienny widok małego chłopca. Grzegorz doświadczył przemocy nie tylko zewnętrznej – od znajomych z podwórka, ale również w  domu. Nie miał wzorcowej rodziny, nie miał przykładu dobrego, uczciwego, szczęśliwego życia rodzinengo. Sam chyba wtedy nie wierzył, że można wieść szczęśliwe życie. Dziś rodzina to dla niego świętość. W tamtym czasie również młodzi chłopcy w okolicy w jakimś stopniu doświadczali przemocy, która w końcu rodziła agresję. Wiadome, że trzeba było ją gdzieś „wyładować”. Długo jednak nie dało się wytrzymać w takiej atmosferze. Grzegorz zaczął uciekać z domu. Chciał zmienić swoje życie, znajomych. Chciał się uwolnić od patologii, którą miał na codzień.

W drodze do marzeń


W wieku 11 lat zaczął trenować, wyjeżdżać na obozy. „Muszę być silny aby przetrwac” – stało się niejako jego życiowym mottem. To właśnie częste wyjazdy i obozy sprawiły, że zaczął widzieć nowe perspektywy, poznawać życie, o którym do tej pory mógł tylko marzyć. Mimo to – przeszłe życie i nawyki – pozostały. Ten problem jakby z przeszłości – nawet w nowym życiu pozostawał problemem, na który – zdawało się, że nie ma lekarstwa. Impreza bez używek – to nie impreza. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze agresja. Sportowa szansa powoli odchodziła na dalszy plan...


Życiowy sukces i porażka


Dopiero kiedy zrozumiał po co jeździ na obozy – przyszły pierwsze sukcesy. Nic nie przychodzi łatwo, bez treningów, dlatego solidne ćwiczenia i systematyczna, ciężka praca doprowadziły go do mistrzowskiego poziomu. W wieku 19 lat został mistrzem świata juniorów. Był to tym większy sukces, że w ciągu ostatnich siedmiu lat nie było w kraju żadnego mistrzowskiego tytułu. Bóg obdarzył Grrzegorza wielkim talentem do podnoszenia ciężarów. Nie były mu potrzebne żadne używki, wspomagacze, ale ale w tamtym czasie tego nie rozumiał. Sława nie trwała zbyt długo. Brak odpowiednich treningów i przygotowania sprawiały, że motywacja do ćwiczeń była zbyt słaba. Niedługo po sukcesie został przyłapany na dopingu. Zawieszony w podnoszeniu ciężarów. Powoli zaczynało się szare, zwykle życie – bez hoteli, samolotów, imprez, kobiet...

W Pekinie się zaczęło...


Ks. Edward Plen – krajowy duszpasterz sportowców, który – żartobliwie można powiedzieć - jest wszędzie, był również w czasie Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Zapraszał sportowców na spotkania modlitwie, ale Grzegorz nigdy z zaproszeń księdza nie skorzystał. W czasie zawodów był w bardzo trudnej sytuacji – w pierwszym podejściu nie zaliczył 232kg w podrzucie. Drugiego podejścia również nie zaliczył. Przed trzecim podejściem wypowiedział słowa, które stały się modlitwą i prośbą do Boga, którego ciągle szukał – „Panie, nie pozwól mi tego zepsuć”. W trzecim podejściu podwyższył do 234kg. Sukces! Modlitwa, która wypowiedział była początkiem jego nawrócenia.


Dramatyczna codzienność


Sport był całym jego życiem, pasją, ale kiedy go zabrakło – znowu zaczął się dramat. Nie było już imprez, kolegów, wyjazdów. Beztroskie życie młodego sportowca legło w gruzach. Nie widział żadnych perspektyw do życia. Szansa za wielkie sukcesy prysnęła jak bańka mydlana. Koniec. Tylko, że koniec w tym przypadku oznaczał początek! Niedługo po dramatycznych przejściach, na rekolekcjach poznał o. Jamesa Manjackala. To jemu zawdzięcza to, kim jest dzisiaj.

Bóg Ojciec Miłosierny


Nawrócenie jest procesem, ale Bóg nigdy nie jest obojętny na głos naszej modlitwy. W ciągu ostatnich kilku lat zmieniło się bardzo dużo. Kiedyś potrafił krytykować ksiezy i Kościół – mimo, że starał się zawsze szanować drugiego człowieka. Dziś  Grzegorz ma jasny cel. Kiedyś krecił się niejako  wokół własnej osi – nie wiedział co ze sobą zrobić. Stara się być lepszym człowiekiem. Głosi dobroć Chrystusa – On uratował go z drogi, która prowadziła tylko w jednym kierunku – do zatracenia.

___
Źródło: Tygodnik Idziemy 
Fot.: archiwum prywatne Grzegorza Kleszcza 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Niedoskonala-ja.pl , Blogger