niedziela, 3 czerwca 2018

[INSPIRACJA] Monika Kuszyńska

Moniki Kuszyńskiej nikomu przedstawiać nie trzeba. Miałam ogromną przyjemność poznać i rozmawiać, a był to jeden z tych wywiadów, które są po prostu inne...  


Moniko, spotykamy się w Łodzi. Tu każdy Ciebie zna, pozdrawia. Jakie to uczucie? 

Teraz kiedy słyszę, że nawet pan w taksówce przekazuje mi pozdrowienia przez panią, to przyjmuję to z zaskoczeniem, ale jest to bardzo miłe. Jestem z Łodzią mocno związana, bo jest to moje miasto i od urodzenia tu żyłam, tu dorastałam. Tu mnie znają, tu czasem koncertuję, tu mieszkają moi znajomi. 

Są takie wspomnienia, do których lubisz szczególnie powracać? 

Całe moje dzieciństwo, młodość, szkoła, przyjaźnie, Piotrkowska – która od zawsze mi się kojarzyła z dorosłością, bo musiałam wyjść z osiedla, na którym mieszkałam, i zaczęłam dojeżdżać do liceum... To wszystko to są takie nasze symbole. Już w dzieciństwie chciałam być piosenkarką. Moje marzenie się spełniło. Od kiedy pamiętam bawiłam się też w występy i bardzo mocno mnie do tego ciągnęło.

Dziś jest stres przed koncertem? 

Zawsze. Więcej lub mniej, ale kiedy śpiewam w moim mieście to stres jest większy, dlatego, że przychodzą znajomi, rodzina. 

Krawiectwo, projektowanie ubrań w ogóle nie było na liście zainteresowań?  

Marzenia artystyczne były pierwsze. Zaczęły się spełniać. Rodzice i cała moja rodzina związana jest z branżą krawiecką. Zajmują się projektowaniem mody, a ja do tego mam lewe ręce (śmiech). Może dziecko jednak dostaje jakiś dar, z którym instynktownie poczuwa, że coś powinno zrobić, iść w konkretnym kierunku.

Iść mimo wszystko... Czym jest niepełnosprawność? 

Nie wiem, bo się nie zastanawiam nad tym. Nie widzę niepełnosprawności, również u siebie jej nie widzę. Nie jest czymś, co zaprząta moja głowę. Na początku bardzo mi to doskwierało, bo czułam się inna. Byłam inna od tej osoby, którą byłam wcześniej. Siłą rzeczy miałam różne ograniczenia, których wcześniej nie było. Różni ludzi próbują różnie definiować niepełnosprawność. A kiedy popatrzymy na ludzi, którzy stają się niepełnosprawni ruchowo a żyją bardzo aktywnie, a z drugiej strony zobaczymy tych, którzy są zdrowi, ale nie wykorzystują swoich szans i potencjału to rzeczywiście skłania to do refleksji...       

Pamiętasz moment wypadku?

Pamiętam, ale nie rozpamiętuję. Mam różne triki nerwowe kiedy dzieje się coś na drodze, bo moje ciało przypomina sobie tamten moment.

Po kilkunastu latach wróciłaś do Milicza. Powiedziałaś bardzo ważne słowa...

Myślałam, właściwie aż do dnia koncertu, że przyjazd do Milicza nie zrobi na mnie jakiegoś większego wrażenia. Nie chce pamiętać Milicza źle tylko dlatego, że spotkało mnie tu coś bardzo, bardzo trudnego. Gdy zbliżaliśmy się, to takie dziwne emocje we mnie się pojawiły i nie wiem skąd się wzięły. Trochę mnie to zaskoczyło. Jednak tych niemal dwanaście lat temu skończyło się tu moje pierwsze życie. Koniec pierwszego był jednocześnie początkiem „drugiego” życia.   

Miałaś żal do Boga?

Nie miałam żalu do Pana Boga, ale miałam wiele pytań: Dlaczego tak się stało? Do czego to co się wydarzyło ma mnie doprowadzić? Kiedy dziś – z perspektywy czasu – patrzę na to wszystko to widzę sens, że w taki właśnie sposób potoczyło się moje życie.

Wdzięczność? 

Dziś potrafię się cieszyć życiem. Kiedyś, jeszcze przed wypadkiem byłam dużo smutniejszą osobą...

Teraz widzę szczęśliwa, uśmiechniętą kobietę. To również zasługa synka?

Dopiero zaczynam się uczyć od niego, a przede wszystkim uczę się miłości. Potrafię kochać, ale nie wiedziałam, że istnieje taka miłość, że można aż tak kochać. Nie wiedziałam, że można czuć taką bliskość i więź. Jednocześnie jest to też pewnego rodzaju obciążenie, odpowiedzialność. Nie da się opisać słowami tego, co czuję.

Jedziecie na koncert, a synek zostaje w domu?

Zostaje z moją mamą albo z moją siostrą. Na szczęście mam taką możliwość. W tej chwili też ustalamy koncerty w taki sposób, aby nie zostawiać go na noc.

A co z operacją, o której rozpisywały się media? Zrezygnowałaś z niej dla synka?

Nic takiego nie miało miejsca. Wiem, że jakiś czas temu w mediach pojawiła się wiadomość, że stanęłam na nogi, ale przekazywanie takiej informacji, która jest nieprawdziwa jest nadużyciem. Testowałam urządzenie do rehabilitacji, które powoduje, że człowiek się pionizuje, i z pomocą rehabilitanta jest w stanie przejść kilka kroków, ale nie jest prawdą, że stanęłam na nogi. Wiadomości tego typu są denerwujące, ale tak media funkcjonują... Nie wiem jak można podać informację, która nie jest wcześniej sprawdzona. Ostatnią operację miałam chyba dziesięć lat temu i od tamtego czasu nie robiłam nic, ponieważ na ten moment nie ma dla mnie opcji na zmianę.

A może niedługo nadejdzie dzień, który przyniesie zmianę?

Absolutnie tego nie wykluczam, ale też nie myślę o tym na co dzień. Na pewno marzyłabym o takim dniu. Jeśli tak się stanie – będę szczęśliwa, ale jeśli się nie stanie – również będę szczęśliwa.     

Jak odkrywasz swoją kobiecość? 

Kiedyś byłam piękną, młodą kobietą i kiedy ktoś patrzył na mnie z boku to niczego mi nie brakowało, a jednak kobiecości w ogóle nie czułam. Miałam bardzo dużo kompleksów, miałam dużo zastrzeżeń do swojego wyglądu. W ogóle byłam dla siebie bardzo krytyczna. A dziś, pomimo tego, że jest we mnie dużo niedoskonałości – potrafię akceptować to wszystko. Znam swoje mocne strony, znam słabe strony... Czas też robi swoje jeśli chodzi o kobiecość, bo ona w nas dojrzewa.

Wydarzenia sprzed kilku lat pomogły w jej rozumieniu? 

Wypadek spowodował to, że moje ciało się osłabiło. Zrozumiałam, że ciało to nie wszystko. Nasze piękno jest głębiej. Jeśli chcemy być piękne jako kobiety to nie możemy polegać tylko na swoim ciele. Dopiero kiedy to zrozumiałam to ustąpiły te wszystkie myśli, zastanawianie się nad sobą w kategoriach: czy jestem dość dobra, dość ładna, dość mądra... Zaakceptowałam siebie taką jaką jestem i lubię siebie. Czuję się dobrze ze swoją kobiecością. 

Jesteś bardzo aktywna. Gdzie są te pokłady energii?

Skąd mam tyle energii? Od ludzi. Gdybym żyła sama, to pewnie w ogóle nie wstawałabym z łóżka, ale kiedy widzę, że to co robię ma sens, i sprawia radość innym... Wiadomo, że są też obowiązki względem dziecka i męża, ale jeśli można zrobić coś dobrego dla kogoś to jest to piękne. Mimo niekiedy nawet zmęczenia trzeba się zmobilizować i działać.

Patrzę na Ciebie i Twojego męża i widzę, że miłość istnieje naprawdę...

Wsparcie Kuby jest ogromne. Nigdy nie myślałam, że coś tak cudownego mnie spotka. Że to wszystko się tak pięknie poukłada. Moja rodzina to najważniejsze co mam.

___
Źródło: Tygodnik Idziemy 
Fot.: archiwum prywatne Moniki Kuszyńskiej 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Niedoskonala-ja.pl , Blogger