Wywiad z 2015 roku, ale wiele teści wciąż aktualnych 😊
Marcinie, wiele popularności zdobyłeś poprzez rolę sympatycznego księdza Antka w "Plebanii". Szybko podbiłeś serca fanów. Mimo wszystko księdzem byłeś tylko w serialu…
W tym czasie kiedy dostałem rolę w "Plebanii" - urodził mi się syn. Razem z żoną i dzieckiem wychodziliśmy na spacer. Ludzie czasem byli zdziwieni takim widokiem (śmiech). Nie zapomnę też sytuacji kiedy byłem z żoną w teatrze, w foyer przytulałem ją i całowałem. I nagle zobaczyłem dziewczynkę, która patrzyła z pytaniem w oczach: "O co chodzi? Dlaczego?"… Widziałem, że jej cały światopogląd runął w gruzach, a mi się zrobiło bardzo głupio. Dziewczynka nie rozróżniała tego, że jestem aktorem. Myślała, że jestem księdzem, który całuje się z jakąś kobietą… Była to sytuacja śmieszna, ale zarazem przykra.
Pewnie nie brakowało zabawnych sytuacji, komentarzy?
W moim zawodzie to normalne. Na szczęście grałem dobrą postać. Zdarzały się komentarze w stylu: "Mógłby mnie ksiądz wyspowiadać" albo "proszę o błogosławieństwo" (śmiech).
Jaka była najtrudniejsza rola, którą miałeś do odegrania?
W Teatrze Dramatycznym grałem w "Morderstwie" Hanoch Levina. Grałem żołnierza, jednego z głównych postaci . Nazywał się upalony, tudzież - podpalony, bo cały czas był na jakimś haju. To była moja najtrudniejsza rola. Musiałem znaleźć w sobie pokłady zła.
Jak się przygotowywałeś do tej roli?
Kiedy wchodzę w jakąkolwiek rolę staram się wychodzić na ulicę w postaci. Wtedy też tak było. Szukałem pokładów zła - starałem się patrzeć na ludzi z nienawiścią, wręcz z chęcią zabicia, zamordowania. To było strasznie trudne. Najtrudniejsze sceny bardzo dobrze się pamięta, bo one wymagają najwięcej emocji, przygotowania.
Są takie sytuacje, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale w którymś momencie zapominasz tekstu?
Tak, to się zdarza (śmiech).
Co wtedy? Można próbować dalej coś mówić, czy od razu powtórka?
To zależy od reżysera i od tego, jak bardzo się pomylisz. Jeśli raz czy drugi zdarza się, że nie pamiętasz tekstu to cała ekipa jest wkurzona, kończymy później pracę. Jeśli wchodzi się na plan trzeba być przygotowanym.
Nie tak dawno mogliśmy obejrzeć film w Twojej reżyserii "Matka 24h"…
Obawiałem się trochę robić film "Matka 24h" - wtedy jeszcze grałem księdza. Obraz Matki Bożej był u nas w domu. To, co się wydarzyło wtedy było tak intrygujące i filmowe, że uznałem iż jest to dobry pretekst do filmu - opowiedzenia kultury, historii, tradycji, wiary. Później zacząłem zgłębiać rolę matki w życiu człowieka - o tym jest film.
Wiary uczyłeś się w domu rodzinnym?
Jestem wychowany w wierze katolickiej. Moja babcia była bardzo wierząca, z nią chodziłem do kościoła i bardzo dużo mi to dało w sensie moralnym, wartości. W tamtym czasie mocno został wylany fundament mojej wiary. Mój tato jest również przykładem fundamentu silnej wiary. Nie przeżyłem nawrócenia, ale byłem świadkiem nawrócenia bliskich znajomych. Było to dla mnie bardzo budujące. Wychwalają Boga i głośno o tym mówią.
Wspomniałeś, że od taty uczyłeś się wartości, a czego uczyłeś się od mamy?
Od ojca uczyłem się fundamentu wiary i wartości, skromności. Od mamy dostałem również bardzo dużo wiary, ale w siebie, w marzenia. Od mamy uczyłem się pogody ducha.
Wierzysz w to, że marzenia się spełniają?
Jestem święcie przekonany o tym, że marzenia się spełniają. Jak się w coś wierzy to się to dostaje. Czasami tylko trzeba poczekać, albo ciężko pracować. Chyba od dziecka marzyłem o podroży kamperem. Moi znajomi uważają, że zaczynam się starzeć (śmiech), ale to było moje marzenie. Kiedy się ożeniłem, pierwsza myśl - jedzmy kamperem w świat! Może wrócimy, może nie (śmiech). Żona szybko zaszła w ciążę i nie zrealizowaliśmy tego planu... W tym roku postanowiłem, że jadę z synem i być może z moim ojcem. To przekonało moją żonę, która zmieniła plany i wyjeżdżamy razem, na trzy tygodnie.
Jesteś tatą dwójki dzieci. Spełniasz się jako ojciec?
Bardzo! To najlepsze, co w życiu mnie spotkało. Jest to bardzo trudne i wymagające zadanie, ale to jest sens życia. Teraz już mam dorastające dzieci. Syn ma jedenaście lat, jest wymagający autorytetu i zaangażowania ojca.
Jesteś przykładem również na to, że doskonale można połączyć życie zawodowe, pasję i życie prywatne…
Moje dwie pasje przełożyłem na zawód - aktorstwo i reżyseria. W aktorstwie jest różnie. Kiedy rodziła mi się córka - miałem wiele obowiązków: akurat jeździłem na łyżwach w programie, pracowałem w teatrze, w serialu i grałem jeszcze w jakimś filmie studenckim… Mówiłem żonie: Musisz tego a tego dnia, między taką a taką godziną - w nocy urodzić. Tylko wtedy mam czas (śmiech). No i się udało (śmiech).
Aktor czy reżyser - gdzie się bardziej spełniasz?
Jedno i drugie jest bardzo przyjemne (śmiech). Jako aktor - nie decyduję o tym jaką rolę mam grać. Staram się zagrać konkretną rolę najlepiej jak mogę. Natomiast jako reżyser - sam decyduję o tym co i jak mam zrobić. Nikt mi nic nie narzuca. Filmy, które robię to mój świat, moja wrażliwość. Wypowiadam się w temacie, który mnie poruszył. Chcę o tym powiedzieć innym. To daje dużo większą satysfakcję.
Później nagrody, wyróżnienia…
Poczułem to na światowym rynku. Dostałem kilka ważnych nagród - to podbudowuje. Ktoś, kto się na tym zna docenia to, co zrobiłeś.
Dlaczego robisz te filmy?
Na pewno nie po to, by zdobywać nagrody (śmiech). Chciałbym oczywiście zdobyć Oskara. Ważniejsza jednak jest dla mnie prosta reakcja człowieka, który obejrzał mój film. Wiesz, że przez to, że poświęciłeś czas, energię, siebie - opowiedziałeś coś, co innemu człowiekowi może pomóc aby zrozumieć konkretną sytuację, życie. To jest piękne.
___
Źródło: deon.pl
Fot.: archiwum prywatne Marcina Janosa Krawczyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz