Ks. Jan Kaczkowski – może dla wielu z nas nic nie mówi to imię i nazwisko, ale z pewnością są tacy, u których wspomnienie Ks. Kaczkowskiego wywoła uśmiech, a może nawet łzy. Gdyby żył - obchodziłby dziś urodziny...
Młody ksiądz, doktor, założyciel Hospicjum w Pucku – konkretny i zabawny, a nade wszystko szczery. Zmarł w wieku 39 lat. Walczył z glejakiem czwartego stopnia. Każdy, kto chociaż raz spotkał się z księdzem, wie, że to człowiek wyjątkowy. Nie bał się mówić na ważne tematy, nie bał się trudnych pytań. Wiedział, że zostało mu kilka miesięcy…
Poniżej kilka wypowiedzi Ks. Kaczkowskiego:
A gdyby Chrystus nie przyszedł? Gdyby Jego wtargnięcie w czas nie zmieniło historii, jak by ten świat wyglądał? Gdyby Chrystus nie wszedł w moje i państwa życie, to czy bylibyśmy takimi samymi ludźmi? Gorszymi? Lepszymi? – pytał odważnie na jednym ze spotkań.
Mówił jasno, konkretnie…
Nie zdarzyło się, by ktoś nieskutecznie umarł. Ale da się, niestety, schrzanić to wszystko, co jest wokół śmierci. Czyli muszę najbliższych przez moją śmierć przenieść, niestety na własnych plecach. Już ich do tego przygotowuje. Mam nadzieję, że to mi się uda.
Nie czekaj…
Życie jest tak nieprzewidywalne! Za chwilkę może się zdarzyć coś, co natychmiast rozwiąże wasze problemy. (…) Nie czekaj na cierpienie, które ci uporządkuje życie.
Bóg, który jest blisko…
Bóg nie jest paskudnym dziadem siedzący na chmurze, który nas nie lubi, wiec rozdaje cierpienia i rozmaite przeciwności. On nas kocha w chwili naszego powodzenia, ale szczególnie blisko jest w momencie nieszczęścia. Nie opuszcza swoich dzieci. Fakt – czasem trudno zrozumieć te bliskość.
Walczcie!
Walczę o siebie, nie dajcie się wdeptać kryzysów beznadziejności, chwilowej ciemności, walczcie o czyste sumienie i nigdy nie myślcie, że Bóg jest przeciwko wam.
Wolna wola…
Pan Bóg jest tak delikatny, że nie wpieprza się w nasze życie w sposób dosłowny, nigdy nas Bożym paluchem nie przestawia.
Nie bójcie się!
Nie bójcie się śmierci. To może dziwnie zabrzmi, śmierć nie może być smutna i straszna. Ona jest tak oczywista jak życie. Zaprzeczanie temu jest idiotyzmem. Albo my tę śmierć weźmiemy za rogi, przygotujemy się na nią przez godne życie, przez niełamanie sumienia, albo nas rozpacz wdepcze w ziemię, zniszczy nasze człowieczeństwo. Dlatego bardzo was proszę: odwagi! Nie bójcie się zwłaszcza bycia blisko, kochania się i – tu was zaskoczeniem – także umierania.
Życie…
Trochę się boję, zresztą wszyscy powinniśmy się bać, Bożego sądu. Wyobrażam sobie, że staniemy po tamtej stronie w zupełnej prawdzie o sobie, staniemy jako czyste sumienia, jako osoby, nie jako ludzie, bo człowiek się rozpada; w momencie obumarcia mózgu nie mamy już do czynienia z człowiekiem, ale mamy dalej do czynienia z osobą.
Przygotowanie…
Trzeba się przygotowywać do śmierci. Byle godnie i byle sprawnie.
A jeśli Boga nie ma?
Jeśli okaże się, że śmierć to zwykle game over, wcale nie jestem tym przerażony. Po prostu wynikać z tego będzie tyle, że jesteśmy najinteligentniejszą formą białka. Taki scenariusz wydaje mi się logiczny, ale bardzo mało prawdopodobny. I nawet gdyby miał być prawdziwy, to w żadnej mierze nie jest argumentem za tym, żebyśmy byli łajdakami.
Obiecuję, że będę się za Was modlił – Ks. Jan Kaczkowski
___
Fot.: Daniel Krakowiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz