Proszę Księdza, całkiem niedawno gościmy Księdza w naszej parafii p.w. Św. Andrzeja Apostoła w Warszawie. Jaki był cel tych odwiedzin?
Przyjechałem po forsę (śmiech). Nie oszukujmy się, że tylko Bożym Słowem i z Bożego "natchnienia" żyje hospicjum. Hospicjum potrzebuje żelaznej gotówy. Wkurza mnie, kiedy przyjeżdża ksiądz do obcej parafii i jego kazanie jest zamknięte w trzech punktach i nie ważne, czy prowadzi sierociniec, czy pracuje na Ukrainie, w Afryce itp… Na początku podaje łzawy przykład, aby wszystkich wzruszyć. Później - apeluje do sumień, żeby potrząsnąć, a następnie apeluje do portfeli żeby "wycisnąć". I kościelnym tonem mówi: "Bardzo prosimy o wsparcie, przede wszystkim modlitewne, ale także finansowe. Bardzo o to prosimy, bo u nas jest bieda…". No kurcze, wiadomo, że jeśli przyjechał to m. in. po to, by zebrać pieniądze i wszyscy o tym wiedza. Ja zamiast płaczliwych dwóch punktów staram się poruszyć aktualny problem bioetyczny dot. Hospicjum, np. przekazywanie prawdy choremu itp. Proszę mi uwierzyć, nie chce wyjść na kompletnego cynika. To oczywiste, ze etyka i Pan Bóg są ważni we wszystkich tzw. dziełach miłosierdzia, ale na litość Boska - etyką nawet najwyższą i pięknymi słowami nie da się umyć podłogi.
Ksiądz w nieco inny sposób "zaapelował do portfeli"…
Co tydzień jestem na innej parafii, zwłaszcza teraz, w okresie "jednoprocentowym". Wyjeżdżam na różnego rodzaju tourne żebracze po całej Polsce, a nawet za granicę. Na swoim terenie mają mnie już dość (śmiech). Mówię to tylko dlatego, że ludzie doskonale, mam nadzieję, rozumieją, że hajs (młodzież teraz mówi sos) nie jest dla mnie. Te pieniądze są dla moich pacjentów i na potrzeby hospicjum.
Zagranicę? Gdzie na przykład?
Byłem w Szwajcarii, w Zurychu. W adwencie głosiłem rekolekcje w Anglii, Norwegii. Głosiłem kazania w Berlinie, Szwecji i Bazylei.
Skąd w Księdzu ta chęć niesienia pomocy innym?
Przez całe życie nazywano mnie leniem, okazało się, że jestem pracoholikiem. Może się nakręciłem, ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Po to m. in. jest celibat, żeby się dać w całości. I to jest jego bardzo istotna funkcja, bo gdyby nie było celibatu - nie byłbym tak skory do chodzenia w nocy do moich umierających. Jeśli przestanę w nocy do nich chodzić - stanę się bydlakiem albo zwykłym urzędnikiem kultu. To jest wykonywanie mojej powinności.
Pociesza Ksiądz swoich pacjentów…
Nie koniecznie pocieszam… Często po prostu jestem i słucham.
Jak wygląda przykładowy dzień z życia Księdza?
Popołudnie i wieczory są dla pacjentów. Jestem oczywiście całą dobę dla nich, ale zasadniczo przed południem załatwiam sprawy biurowe. Chcę się jak najszybciej z nimi uporać, bo ich nie znoszę. Na początku dnia schodzę na oddział, dowiaduję się kto jest przyjęty, w jakim stanie, co się wydarzyło przez noc. Chyba, że wołano mnie nawet kilkukrotnie do umierających. Za punkt honoru postawiłem sobie by - o ile to możliwe - być przy każdym zgonie, a później czekać na rodzinę, by z nimi "domknąć" śmierć. Bywają także ludzie samotni, do których nikt nie przyjedzie, wtedy rodziną stajemy się my, choćby w tym najważniejszym momencie. To dla nas zaszczyt.
Co po południu wypełnia Księdza czas?
O 16.00 odprawiam Mszę św. Po Mszy idę z komunią św., ale to nie jest przelot. Ponad godzinę zatrzymuję się nad każdym z pacjentów. Jeśli są potrzebne jakieś rozmowy - rozmawiam z nimi, albo umawiam się na później. A najbardziej lubię wieczory. Tak od 20.00 do 22.00 i później.
Dlaczego?
Pacjenci nie zawsze chcą lub mogą spać. Wtedy jest dużo czasu na te najpoważniejsze, czasem trudne bywa, że nie pozbawione humoru rozmowy.
Ksiądz ma czas dla siebie?
Staram się nie mieć. To jest mój wewnętrzny ślub. Jakaś minimalna ofiara siebie.
Zdarza się, że w ciągu dnia odchodzi kilka osób?
Bywa i tak. Raczej kilka osób odchodzi w ciągu doby. NFZ nie mówi o dniach, ale o tzw. osobo-dobach. Dlatego można powiedzieć, że w ciągu doby zdarzają się odejścia kilkorgu pacjentów.
Czego Ksiądz się nauczył od umierających pacjentów?
Musze sprostować pewien mit. To nie prawda, ze w hospicjum wszyscy, którzy do niego przyszli w nim umrą. Taki "one way ticket". Część pacjentów pewnie nie zdrowieje, ale opuszcza hospicjum, wraca do domu. Zdarzają się pojedyncze przypadki, ze pacjenci wracają do leczenia przyczynowego. Od tej znacznej grupy, która odchodzi nauczyłem się spokojnego dystansu. Nawet tego, że mogę spokojnie powiedzieć, że przyjechałem po sos, bo jak wspomniałem - teraz już się nie mówi hajs (śmiech).
Na kazaniach mówił Ksiądz o prawdzie, aby nie zatajać niczego przed chorym. Nie można lawirować przecież w zakłamaniu…
Absolutnie. Jak można lawirować między kłamstwami? Pacjenci, my, chorzy potrzebujemy żeby nas prowadzono, żebyśmy szli przez chorobę ze świadomością. Jeden będzie potrzebował prawdy podanej na tacy, będzie chciał aby ją do końca rozkminić, drugiemu - wystarczą pewne informacje, po których się zatrzyma i powie, że nie chce więcej wiedzieć. Nie można komuś, kto jest chory na np. nowotwór płuc mówić, że ma niedoleczoną grypę.
Dlaczego tak ważne jest mówienie dzieciom o śmierci? Bardzo spodobał mi się przykład z kotem - kiedy widzimy na drodze rozjechanego kota to możemy mówić, że kotek się opala…
Nie można wychowywać dzieci i młodzieży w przeświadczeniu, że jesteśmy wieczni, młodzi i piękni. Dzieci wcześniej czy później spotkają się ze śmiercią swoich dziadków, pradziadków. Na szczęście jesteśmy takim pokoleniem, które ma pradziadków, bo już ten koszmar wojny się skończył. Dzieciom będą zdychały ulubione zwierzątka, i można powiedzieć, że zostały oddane do ZOO i tam się świetnie czują lub można porozmawiać z dziećmi, że na każdą biologiczną istotę przyjdzie śmierć. Z własnego doświadczenia wiem, jak ważne jest opowiadanie fenomenologiczne o śmierci. Dzieci nie wiedzą czym jest śmierć, często potrzebują aby im to wytłumaczono. Wtedy serce nie bije, krew nie krąży, ciało się nie rusza, robi się chłodne. Dopiero kiedy wtłoczymy im strach przed śmiercią - boją się trupów, kościotrupów. Boją się śmierci zmitologizowanej. Nieprawdziwej. Śmierć może być łagodna i piękna. To jak mówiłem na kazaniach: śmierć nie może być śmiertelnie smutna i nudna, bo to by nas zabiło.
📋📷📋
- chcialabym przeprowadzić z księdzem wywiad.
- ale ja idę do zakrystii...
- nie szkodzi, ja pójdę z księdzem...
I tak to się zaczęło 😊
___
Źródło: Tygodnik Katolicki Niedziela
Fot.: Daniel Krakowiak
Takich księży się szanuje:)
OdpowiedzUsuńJeszcze kilku innych by się znalazło 😉 ale ten był wyjątkowy... 😎
OdpowiedzUsuń