Druga część wywiadu z O. Tomaszem Grabowskim OP
Kończy się Ostatnia Wieczerza, przechodzimy do ciemnicy…
Po zakończonej wieczerzy Jezus poszedł z uczniami za potok Cedron. Poszedł do Getsemani i każdy z nas to wie, ale trzeba sobie uświadomić, że Chrystus wychodzi podczas święta - w czasie, kiedy żydowscy pielgrzymi podróżowali na Paschę, aby w swoim gronie spożyć świąteczną wieczerzę w stolicy Izraela. Chrystus opuszcza miasto. Nikt z Żydów nie postąpiłby w taki sposób. On wychodzi poza Jerozolimę, a tym samym przekracza to, co znane, kochane, upragnione. Wychodzi z tego wszystkiego. Zaczyna się Jego agonia czyli walka o zbawienie ludzi.
Co znaczy być w ciemnicy razem z Chrystusem?
Być razem z Chrystusem w ciemnicy to naśladować Piotra, Jakuba i Jana. Tylko nie naśladować ich we śnie, ale w czuwaniu. Być z Chrystusem podczas Jego walki, kiedy opuszcza miasto i przygotowuje się do ponownego wjazdu do Jerozolimy - nie jako triumfator, ale jako Ten, który jest najbliższym krewnym każdego człowieka - obarcza się jego winą i śmiercią. Do tego trzeba się przygotować, dlatego czuwanie w ciemnicy jest bardzo, bardzo ważne - aby dobrze przeżyć Wielki Tydzień.
Zdarza się, że nie mamy czasu aby być w kościele dłużej. Wejdziemy na chwilkę, może w pośpiechu…
Oczywiście, że są osoby, które tak zrobią. Powiem tak - liturgia nie jest dla wszystkich tym samym. Jest dla tych, którzy chcą żyć według tego, co mówi Apokalipsa, która opisuje uczniów Jezusa mówiąc, że to są ci, którzy poszli za Nim dokądkolwiek Ten idzie. Liturgia Wielkiego Tygodnia i Świętego Triduum Paschalnego daje możliwość, aby pójść z Chrystusem dokądkolwiek On idzie. Krok za krokiem. Jeśli ktoś chce być pośród uczniów Chrystusa - ma szansę. Każdy z nas ma szansę stać się kimś innym. Szymon z Cyreny wracał z pracy, przechodził akurat drogą krzyżową, ale nic go to nie interesowało. Niektórzy z nas zostaną "pochwyceni", by przejść kilka staj drogi Pana. Może być ktoś taki, kto dowie się o tym, co się działo w Jerozolimie dopiero w niedzielę. Liturgia przez to, że jest rozciągnięta na trzy dni - daje możliwość zajęcia adekwatnego - w stosunku do swojego rozwoju wewnętrznego - miejsca w ramach tych wydarzeń.
Czyli wybór należy do nas…
Albo zajmujesz miejsce ucznia, który idzie za Nauczycielem dokądkolwiek On idzie. Jesteś na wzór Jana czy Marii Magdaleny - którzy towarzyszą Chrystusowi podczas przesłuchania, drogi krzyżowej i pod krzyżem. Są też świadkami pogrzebu. Możesz być kimś, kto wpadnie na chwilkę - na wzór Piotra czy innych apostołów, którzy pochowali się po kątach. Możesz być kimś, kto ot tak minie krzyż w Wielki Piątek, bo wypada, bo coś ważnego się stało. Wiele ludzi przyjdzie do kościoła tylko po to, aby poświęcić jajka. Liturgia jest bezkompromisowa. Dokładnie wskazuje miejsce takich ludzi. Mówi: "To nie są uczniowie". To są ci, którzy przyszli poświęcić jajka. To są ci, którzy przeszli gdzieś obok grobu. Zobaczyli, że jest krzyż, że jest jakiś ruch w mieście, ale nie obchodzi ich to, co się stało.
To o czym Ojciec teraz mówi można trochę porównać do drogi krzyżowej choćby ulicami Warszawy. Kiedy idziemy Krakowskim Przedmieściem też widzimy ludzi, którzy są zaskoczeni. Jakby chcieli powiedzieć: "Po co to całe przedstawienie? Co takiego się dzieje?".
Dokładnie tak. W takich wydarzeniach jak liturgia Świętego Triduum Paschalnego dokonuje się podział - na tych, którzy są zaangażowani i tych, którzy nie są zaangażowani. To nie jest podział, którego ktokolwiek dokonuje poza każdym człowiekiem indywidualnie. Nikt nie skazuje mnie na to, że jestem poza Kościołem. To ja jestem tym, który wybiera miejsce. Eucharystia jest momentem sądu. Nie jest tylko momentem uczty, ofiary, przyjęcia komunii. Jest też momentem sądu. Jeśli przyjmuję Najświętszy Sakrament i przyjmuję Go z czystym sercem - faktycznie jestem włączony w komunię z Chrystusem i Bogiem Ojcem przez Ducha. Jeśli tego nie zrobię - stoję na zewnątrz. Nikt mnie tam nie stawia na siłę.
Z drugiej strony - chodzić do kościoła tylko po to, żeby chodzić - też bez sensu…
Nikt się nie stanie samochodem od chodzenia po garażu (śmiech). Tak samo - nikt się nie stanie chrześcijaninem od chodzenia po kościele. Wszystko zależy od tego, czy odważę się zaryzykować i poprosić Pana Boga o to, aby rzeczywiście zaingerował w moje życie. Aby te rzeczy, które do tej pory były jakimś pustym zwyczajem - zaczęły być znaczące, żeby zaczęły też modyfikować mnie całego. Czy odważę się skierować do Pana Boga taką prośbę? Pan Bóg nie będzie działał na siłę. Pozwoli mi zająć to miejsce, które chcę zająć.
___
Źródło: deon.pl
Fot.: Internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz