pixabay.com/pl/
Pani Anno, cieszę się, że znalazła Pani czas na spotkanie, szczególnie w czasie przedświątecznym...
Bardzo dziękuję, że przyjechała pani do mnie, do Krakowa i nie przygotowuje tekstu opartego na tym, co na mój temat mówią informatorzy.
Widzę, że przygotowania do Świąt idą pełną parą?
Święta zaczęłam już w sobotę, 9 listopada. Co roku kleję szopki z masy solnej na ogólnopolską akcję Programu I Polskiego Radia „Choinki Jedynki”. Dzieci z różnych szkół w kraju, podopieczni dwóch fundacji, oraz artyści, sportowcy, dziennikarze i wielcy naszego świata malują, rysują obrazki o tematyce „Tajemnice Bożego Narodzenia”. Potem odbywa się radiowa licytacja. Zebrane pieniądze, od 12 lat, przekazywane są na rzecz mojej fundacji „ Mimo Wszystko”. Od 7 lat dzielę się, po połowie, z wybraną przez siebie inną organizacją charytatywną. W tym roku jest to fundacja „ Wspólnota Nadziei”, która zajmuje się niskofunkcjonującymi osobami ze spektrum autyzmu.
Na nudę w Pani życiu miejsca brak?
Nigdy wcześniej nie pracowałam tak dużo jak teraz (śmiech), chociaż okres najintensywniejszej pracy zawodowej mam już za sobą. To jest oczywiste i zrozumiałe. Pracuję już dokładnie 50 lat. Razem z moją młodością umiera przecież dla mnie wiele ról. Ale wciąż pracuję w Narodowym Starym Teatrze i gram.
Kiedy Pani zamyka oczy i patrzy wstecz...
... niczego nie żałuję, niczego nie zmarnowałam. Mam świadomość, że nie straciłam czasu. Zawsze wszystko wykorzystywałam na 150 procent.
Czasem ciężko zaakceptować nowe życie, nową siebie?
Powinniśmy zaakceptować siebie takimi jakimi jesteśmy. I wcale nie mówi mi się tego łatwo, bo kiedyś byłam piękna i szczupła, ale nie mam gorszego samopoczucia teraz. Taka też jestem potrzebna. To najważniejsze.
W tych „magicznych” dniach częściej zdajemy sobie sprawę z tego, że nie żyjemy na bezludnej wyspie?
Zatrzymujemy się w tych dniach w naszym pędzie codzienności i jakoś mocniej, niż na co dzień, zdajemy sobie sprawę ,jak bardzo potrzebujemy bliskości innych ludzi. I myślimy też chętniej o tych, którzy są samotni, bezradni, skrzywdzeni przez los. Przy stole wigilijnym odczuwamy też bardzo dotkliwie brak tych, których już z nami nie ma...
Żywa choinka to nieodłączny element świątecznego wystroju?
Tak! Choinka musi być i na niej odręcznie robione ozdoby… We mnie budzi się niezmiennie dziecko i wszystkie dziecięce radości, które odczuwałam w dzieciństwie. Święta Bożego Narodzenia , wszystkie tradycje z nimi zawiązane, są dla mnie takim kręgosłupem roku, który stawia do pionu. I żeby nie wiem, co się działo, to najważniejsze, by usiąść przy wigilijnym stole z bliskimi, podzielić się opłatkiem i przypomnieć sobie, co w życiu jest najważniejsze.
Może w dzisiejszym świecie zbyt często o tym zapominamy i ważniejsze jest zwyczajnie „mieć” niż „być”?
Kiedy miałam 26 lat, w naszym domu wybuchł pożar. Eksplodował telewizor. Spaliło nam się wszystko, podczas jednego wieczoru. Meble, zegary, obrazy robiliśmy sami, jakżeż było ich szkoda. Mieliśmy kilkadziesiąt gatunków kwiatów, których było nam żal najbardziej, bo pielęgnowaliśmy je od malutkich szczepek. Na szczęście wtedy obok siebie miałam mądrego człowieka, który mówił: „Nie martw się, wszystko zrobimy od nowa, ważne, że jesteśmy razem!”. Wtedy zrozumiałam, że ważniejsze jest to, że żyjemy. W takich momentach zdajemy siebie sprawę z tego, co tak naprawdę jest ważne. Nie warto oddawać życia za rzeczy materialne. One są ulotne. To, co się ma w sercu, w głowie… to jest wartość największa.
Jakość zawsze jest ważniejsza jak ilość?
Byłam wychowana – najpierw przez rodziców, później przez Wieśka Dymnego, w poczuciu, że najważniejsze jest to, co zrobimy sami, własnymi rękami. Do dziś ozdoby na choinkę robię sama, podobnie jak przetwory, nalewki. Wszystko, co mogę, to robię sama. Wtedy życie ma inny smak i jakość.
Bo pieniądze podobno szczęścia nie dają...
Znam ludzi, którzy mają pieniądze i mają wszystko to, o czym nawet bym nie marzyła, ale ci ludzie nawet nie potrafią się tym cieszyć. Na radość już nie mają sił ani czasu. Są zmęczeni, bo muszą zarabiać pieniądze, by mieć jeszcze więcej i więcej... Jaki to ma sens?
Chyba zbyt późno zdajemy siebie sprawę z tego, że wszystko przemija...
Młodość, gładkie ciało – to cud, ale to przemija. Dlatego, prawdziwą i stałą wartość musi mieć coś innego. Nie można też zaprzedać duszy jakiemuś diabłu, bo i on przegrywa z czasem. Już wiem, że najważniejsze jest być komuś potrzebnym, że człowiek, jak tlenu, potrzebuje drugiego człowieka. Najgorsza jest samotność. Dowiedziałam się tego dwadzieścia lat temu od moich przyjaciół niepełnosprawnych intelektualnie. Dla nich założyłam fundację, im pomagam żyć, uśmiechać się i nadawać sens życiu. Wiem, że im zawsze będę potrzebna. Chociaż tak naprawdę to oni bardziej pomagają mnie. Poczucie, że jest się potrzebnym, mimo przemijania oszukuje czas, daje siły i przedłuża życie.
Wspomnienia Świat Bożego Narodzenia w domu rodzinnym chyba na zawsze pozostają w naszej pamięci... Jakie były to Święta?
Najpiękniejsze na świecie! Zapach świąt pamiętam do dziś. Kiedy byłam mała to mama pozwoliła mi nawet sprzątać w magicznym kredensie (śmiech). A tam były najcenniejsze rzeczy, filiżaneczki, figurki… więc był to akt zaufania do mnie. Czułam się wtedy taka dorosła! Święta zaczynały się od wspólnych porządków, później gotowanie... Wszystko robiliśmy razem. W Wigilię do późna wyglądaliśmy aniołka... i oczywiście co roku oglądaliśmy szopki. A w Krakowie jest wiele kościołów i czasem udało nam się zobaczyć ich koło trzydziestu.
Jak spędzi Pani tegoroczne Święta?
U mnie od lat święta Bożego Narodzenia wyglądają bardzo podobnie. Najpierw, by święta się udały, odwiedzam groby najbliższych i świątecznie je ozdabiam. W Wigilię idę do mojego starszego brata. Po Wigilii jadę do Radwanowic, do moich podopiecznych, i tam przed pasterką robimy plenerowe widowisko – idziemy z pochodniami, czytamy wiersze, Pismo Św., śpiewamy kolędy. Podopieczni są poprzebierani za aniołów, pasterzy, gospodarzy. Jest Maryja i Józef, szukają bezpiecznego miejsca, rodzi się dziecko... Wszystko dzieje się w pobliżu kościoła, do którego później idziemy na pasterkę. I zawsze jest pięknie, nawet jak pada deszcz czy jest śnieżna zawierucha. W pierwszy dzień świąt robię w domu kolędowanie. Zawsze, wspólnie z synem, przygotowujemy sałatki, różne potrawy, m.in. jesiotra w galarecie… Najważniejszy jest żurek dymny, no i kutia. Mąż pięknie stroi stół i półmiski. Kolędujemy do późnej nocy. Jest to piękny czas, bo możemy się spotkać ze znajomymi, dla których na co dzień nie mamy czasu... Następnego dnia idziemy do przyjaciółki – to się nie zmienia do lat. Nigdzie nie wyjeżdżam na święta, ponieważ nie wyobrażam sobie, aby nie było wspólnego spotkania z rodziną przy wigilijnym stole.
Dobrze Pani gotuje?
Czy dobrze? (śmiech). Mam swoje ulubione potrawy, na przykład bakłażany po ormiańsku – nauczyła mnie ich kiedyś pewna Ormianka. Moje ulubione to przede wszystkim potrawy, które się robi bardzo szybko, a przy tym są łatwe w przygotowaniu i dietetyczne. Odchodzę od mięsa.
„Wszyscy wszystkim ślą życzenia...”. A komu Pani śle życzenia?
Szczególnie w czasie świąt zależy mi na tym, aby moje życzenia dotarły do wszystkich, którzy mi bardzo pomagają, czyli do darczyńców fundacji „Mimo Wszystko”, i do tych, których kocham. Oni to wiedzą. Życzenia uśmiechu i radości kieruję do wszystkich uczestników z programu „Spotkajmy się”. Ludzi, którzy mi zaufali i opowiedzieli swoją historię. Życzenia adresuję również do moich podopiecznych, a także kochanych artystów: aktorów, wokalistów, reżyserów, poetów… szczególnie do Irenki Santor, która jest jednym z moich największych autorytetów, jako kobieta, i jest mi bardzo bliska.
Co sprawia, że jest Pani szczęśliwa?
To, że żyję. Fakt, że jestem komuś potrzebna – nie jestem sama, mam na kogo liczyć, ale też to, że ciągle mam pracę, że chce mi się żyć. Budzę się rano i cieszę się, że jest nowy dzień. Ciągle potrafię się wszystkim cieszyć.
___
Źródło: Twoje Imperium
Bardzo dziękuję, że przyjechała pani do mnie, do Krakowa i nie przygotowuje tekstu opartego na tym, co na mój temat mówią informatorzy.
Widzę, że przygotowania do Świąt idą pełną parą?
Święta zaczęłam już w sobotę, 9 listopada. Co roku kleję szopki z masy solnej na ogólnopolską akcję Programu I Polskiego Radia „Choinki Jedynki”. Dzieci z różnych szkół w kraju, podopieczni dwóch fundacji, oraz artyści, sportowcy, dziennikarze i wielcy naszego świata malują, rysują obrazki o tematyce „Tajemnice Bożego Narodzenia”. Potem odbywa się radiowa licytacja. Zebrane pieniądze, od 12 lat, przekazywane są na rzecz mojej fundacji „ Mimo Wszystko”. Od 7 lat dzielę się, po połowie, z wybraną przez siebie inną organizacją charytatywną. W tym roku jest to fundacja „ Wspólnota Nadziei”, która zajmuje się niskofunkcjonującymi osobami ze spektrum autyzmu.
Na nudę w Pani życiu miejsca brak?
Nigdy wcześniej nie pracowałam tak dużo jak teraz (śmiech), chociaż okres najintensywniejszej pracy zawodowej mam już za sobą. To jest oczywiste i zrozumiałe. Pracuję już dokładnie 50 lat. Razem z moją młodością umiera przecież dla mnie wiele ról. Ale wciąż pracuję w Narodowym Starym Teatrze i gram.
Kiedy Pani zamyka oczy i patrzy wstecz...
... niczego nie żałuję, niczego nie zmarnowałam. Mam świadomość, że nie straciłam czasu. Zawsze wszystko wykorzystywałam na 150 procent.
Czasem ciężko zaakceptować nowe życie, nową siebie?
Powinniśmy zaakceptować siebie takimi jakimi jesteśmy. I wcale nie mówi mi się tego łatwo, bo kiedyś byłam piękna i szczupła, ale nie mam gorszego samopoczucia teraz. Taka też jestem potrzebna. To najważniejsze.
W tych „magicznych” dniach częściej zdajemy sobie sprawę z tego, że nie żyjemy na bezludnej wyspie?
Zatrzymujemy się w tych dniach w naszym pędzie codzienności i jakoś mocniej, niż na co dzień, zdajemy sobie sprawę ,jak bardzo potrzebujemy bliskości innych ludzi. I myślimy też chętniej o tych, którzy są samotni, bezradni, skrzywdzeni przez los. Przy stole wigilijnym odczuwamy też bardzo dotkliwie brak tych, których już z nami nie ma...
Żywa choinka to nieodłączny element świątecznego wystroju?
Tak! Choinka musi być i na niej odręcznie robione ozdoby… We mnie budzi się niezmiennie dziecko i wszystkie dziecięce radości, które odczuwałam w dzieciństwie. Święta Bożego Narodzenia , wszystkie tradycje z nimi zawiązane, są dla mnie takim kręgosłupem roku, który stawia do pionu. I żeby nie wiem, co się działo, to najważniejsze, by usiąść przy wigilijnym stole z bliskimi, podzielić się opłatkiem i przypomnieć sobie, co w życiu jest najważniejsze.
Może w dzisiejszym świecie zbyt często o tym zapominamy i ważniejsze jest zwyczajnie „mieć” niż „być”?
Kiedy miałam 26 lat, w naszym domu wybuchł pożar. Eksplodował telewizor. Spaliło nam się wszystko, podczas jednego wieczoru. Meble, zegary, obrazy robiliśmy sami, jakżeż było ich szkoda. Mieliśmy kilkadziesiąt gatunków kwiatów, których było nam żal najbardziej, bo pielęgnowaliśmy je od malutkich szczepek. Na szczęście wtedy obok siebie miałam mądrego człowieka, który mówił: „Nie martw się, wszystko zrobimy od nowa, ważne, że jesteśmy razem!”. Wtedy zrozumiałam, że ważniejsze jest to, że żyjemy. W takich momentach zdajemy siebie sprawę z tego, co tak naprawdę jest ważne. Nie warto oddawać życia za rzeczy materialne. One są ulotne. To, co się ma w sercu, w głowie… to jest wartość największa.
Jakość zawsze jest ważniejsza jak ilość?
Byłam wychowana – najpierw przez rodziców, później przez Wieśka Dymnego, w poczuciu, że najważniejsze jest to, co zrobimy sami, własnymi rękami. Do dziś ozdoby na choinkę robię sama, podobnie jak przetwory, nalewki. Wszystko, co mogę, to robię sama. Wtedy życie ma inny smak i jakość.
Bo pieniądze podobno szczęścia nie dają...
Znam ludzi, którzy mają pieniądze i mają wszystko to, o czym nawet bym nie marzyła, ale ci ludzie nawet nie potrafią się tym cieszyć. Na radość już nie mają sił ani czasu. Są zmęczeni, bo muszą zarabiać pieniądze, by mieć jeszcze więcej i więcej... Jaki to ma sens?
Chyba zbyt późno zdajemy siebie sprawę z tego, że wszystko przemija...
Młodość, gładkie ciało – to cud, ale to przemija. Dlatego, prawdziwą i stałą wartość musi mieć coś innego. Nie można też zaprzedać duszy jakiemuś diabłu, bo i on przegrywa z czasem. Już wiem, że najważniejsze jest być komuś potrzebnym, że człowiek, jak tlenu, potrzebuje drugiego człowieka. Najgorsza jest samotność. Dowiedziałam się tego dwadzieścia lat temu od moich przyjaciół niepełnosprawnych intelektualnie. Dla nich założyłam fundację, im pomagam żyć, uśmiechać się i nadawać sens życiu. Wiem, że im zawsze będę potrzebna. Chociaż tak naprawdę to oni bardziej pomagają mnie. Poczucie, że jest się potrzebnym, mimo przemijania oszukuje czas, daje siły i przedłuża życie.
Wspomnienia Świat Bożego Narodzenia w domu rodzinnym chyba na zawsze pozostają w naszej pamięci... Jakie były to Święta?
Najpiękniejsze na świecie! Zapach świąt pamiętam do dziś. Kiedy byłam mała to mama pozwoliła mi nawet sprzątać w magicznym kredensie (śmiech). A tam były najcenniejsze rzeczy, filiżaneczki, figurki… więc był to akt zaufania do mnie. Czułam się wtedy taka dorosła! Święta zaczynały się od wspólnych porządków, później gotowanie... Wszystko robiliśmy razem. W Wigilię do późna wyglądaliśmy aniołka... i oczywiście co roku oglądaliśmy szopki. A w Krakowie jest wiele kościołów i czasem udało nam się zobaczyć ich koło trzydziestu.
Jak spędzi Pani tegoroczne Święta?
U mnie od lat święta Bożego Narodzenia wyglądają bardzo podobnie. Najpierw, by święta się udały, odwiedzam groby najbliższych i świątecznie je ozdabiam. W Wigilię idę do mojego starszego brata. Po Wigilii jadę do Radwanowic, do moich podopiecznych, i tam przed pasterką robimy plenerowe widowisko – idziemy z pochodniami, czytamy wiersze, Pismo Św., śpiewamy kolędy. Podopieczni są poprzebierani za aniołów, pasterzy, gospodarzy. Jest Maryja i Józef, szukają bezpiecznego miejsca, rodzi się dziecko... Wszystko dzieje się w pobliżu kościoła, do którego później idziemy na pasterkę. I zawsze jest pięknie, nawet jak pada deszcz czy jest śnieżna zawierucha. W pierwszy dzień świąt robię w domu kolędowanie. Zawsze, wspólnie z synem, przygotowujemy sałatki, różne potrawy, m.in. jesiotra w galarecie… Najważniejszy jest żurek dymny, no i kutia. Mąż pięknie stroi stół i półmiski. Kolędujemy do późnej nocy. Jest to piękny czas, bo możemy się spotkać ze znajomymi, dla których na co dzień nie mamy czasu... Następnego dnia idziemy do przyjaciółki – to się nie zmienia do lat. Nigdzie nie wyjeżdżam na święta, ponieważ nie wyobrażam sobie, aby nie było wspólnego spotkania z rodziną przy wigilijnym stole.
Dobrze Pani gotuje?
Czy dobrze? (śmiech). Mam swoje ulubione potrawy, na przykład bakłażany po ormiańsku – nauczyła mnie ich kiedyś pewna Ormianka. Moje ulubione to przede wszystkim potrawy, które się robi bardzo szybko, a przy tym są łatwe w przygotowaniu i dietetyczne. Odchodzę od mięsa.
„Wszyscy wszystkim ślą życzenia...”. A komu Pani śle życzenia?
Szczególnie w czasie świąt zależy mi na tym, aby moje życzenia dotarły do wszystkich, którzy mi bardzo pomagają, czyli do darczyńców fundacji „Mimo Wszystko”, i do tych, których kocham. Oni to wiedzą. Życzenia uśmiechu i radości kieruję do wszystkich uczestników z programu „Spotkajmy się”. Ludzi, którzy mi zaufali i opowiedzieli swoją historię. Życzenia adresuję również do moich podopiecznych, a także kochanych artystów: aktorów, wokalistów, reżyserów, poetów… szczególnie do Irenki Santor, która jest jednym z moich największych autorytetów, jako kobieta, i jest mi bardzo bliska.
Co sprawia, że jest Pani szczęśliwa?
To, że żyję. Fakt, że jestem komuś potrzebna – nie jestem sama, mam na kogo liczyć, ale też to, że ciągle mam pracę, że chce mi się żyć. Budzę się rano i cieszę się, że jest nowy dzień. Ciągle potrafię się wszystkim cieszyć.
___
Źródło: Twoje Imperium
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz