„Prościusieńko w niebo droga,
Kochaj ludzi, kochaj Boga.
Kochaj sercem i czynami,
Będziesz w niebie z aniołkami” – pierwszy raz ten wierszyk usłyszałam kilkanaście lat temu, od pani Marianny Popiełuszko – mamy błogosławionego księdza. Od tamtego spotkania miałam przyjemność kilkukrotnie odwiedzić tę niezwykłą kobietę w jej domu w Okopach. W domu, w którym wychowywał się Ks. Jerzy. Każde spotkanie rozpoczynało się od słów: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”. I za każdym razem kiedy miałyśmy okazję się spotkać – były nowe tematy, nowe sprawy, które akurat pochłaniały energię, a o których mama błogosławionego księdza mówiła. I tak oto podczas jednego ze spotkań, na które pojechałam z bratem zamordowanego księdza – Józefem Popiełuszko, Pani Marianna opowiadała o życiu sprzed lat. – Wspólne modlitwy omawiane były w środy, piątki i soboty. Na ścianie wisiał obraz, my klęczeliśmy i razem się modliliśmy – wspominała. Na podwórku jest kapliczka. – W maju nabożeństwo majowe, w czerwcu – czerwcowe. W lipcu omawiana była Litania do Najświętszej Krwi Pana Jezusa. W październiku – Różaniec. Obowiązkowo w niedzielę wszyscy chodzili do kościoła. Nie było ważne czy był duży mróz i śnieg, czy były upały – mówiła.
Zawsze serdeczna, uśmiechnięta i życzliwa. Nigdy się nie denerwowała, że po raz kolejny słyszy to samo pytanie. A pytań było wiele... O Księdza Jerzego, o przebaczenie, o marzenia...
Kapelan „Solidarności” – Ks. Jerzy Popiełuszko urodził się 14 września 1947 roku w Okopach. Po maturze wstąpił do seminarium duchownego w Warszawie. Odbył służbę wojskową. Święcenia kapłańskie otrzymał 28 maja 1972 roku z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego.
- Najpierw trzeba się było modlić o to, żeby został księdzem. Po sąsiedzku mieszkał ksiądz. Do naszej parafii w Suchowoli zaliczały się kiedyś cztery miejscowości, więc było tam bardzo dużo księży. Marzyłam o tym, aby być matką kapłana. I później kiedy to się stało, zgodziłam się z wolą Bożą. Maryja też cierpiała pod krzyżem – mówiła podczas jednego ze spotkań.
O tym co działo się w specjalnej jednostce dla kleryków, ksiądz opowiadał bratu Józefowi, który wspominał: Jerzy opowiadał mi, że został ukarany za nieposłuszeństwo, bo nie chciał zdjąć z palca różańca – obrączki i medalika z piersi. Za karę musiał trzy godziny stać boso na betonowej posadzce, w pełnym umundurowaniu i z ciężkim plecakiem, a oficer polityczny mu ubliżał. To zostało bardzo dobrze pokazane w filmie „Popiełuszko – Wolność jest w nas”.
Ks. Jerzy Popiełuszko był śledzony przez Służby Bezpieczeństwa. Władza PRL-u działalność duchownego uznawała jako sprzeciw wobec systemu komunistycznego i oskarżała go o zaangażowanie w działalność polityczną. – On nie potępiał ludzi. Był tylko przeciwny systemowi komunistycznemu – podkreślała Alfreda Popiełuszko, bratowa księdza.
- Był najbardziej niebezpieczny, dlatego zabili najlepszego. Kiedy przeszedł moment, że mówili mu: „Jurek, zabiją Ciebie”, odpowiadał: „Na wszystko jestem gotowy”. Spełniły się te słowa kiedy wyjechał do Bydgoszczy. W tej powrotnej drodze, kiedy pod Toruniem zdarzyło się porwanie i śmierć męczeńska... Przez dziesięć dni – każdego dnia i prawie każdej nocy modliliśmy się. Msze święte, każdego wieczora nabożeństwa... Mieliśmy nadzieję, że Ksiądz Jerzy powróci – wspominał Ks. Feliks Folejewski SAC, który po zabójstwie Ks. Popiełuszki został duszpasterzem świata pracy w Archidiecezji Warszawskiej.
Józef Popiełuszko dobrze zapamiętał ostatnie spotkanie z bratem. Podczas jednego z naszych spotkań, opowiadał: To było przed moim wyjazdem do Niemiec, czyli w sierpniu 1984. Pojechaliśmy do niego do Warszawy, a on nam powiedział: „Ja mogę zginąć, ale Wy będziecie mieć lepiej”. To „Wy” oznaczało Polskę i naród polski.
W dniu 19 października 1984 roku w Górsku, koło Torunia, ksiądz i jego kierowca Waldemar Chrostowski zostali uprowadzeni przez funkcjonariuszy Departamentu IV MSW: Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego. Kierowcy udało się uciec. W przekonaniu Henryka Fabiszewskiego, funkcjonariusza o wieloletnim doświadczeniu w pracy śledczej, było czymś niepojętym, zakrawającym na cud, by Chrostowski, będąc nawet najlepszym fachowcem, mógł wyjść niemal bez szwanku, skacząc z samochodu jadącego z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, a w dodatku uderzając o betonową nawierzchnię (W. Sumliński, Kto naprawdę Go zabił?, Warszawa 2005, s. 23).
W dniu 30 października 1984 gen. Kiszczak ogłosił, że z Zalewu Wiślanego wyłowiono ciało księdza. Ciało było obciążone workiem z kamieniami. W kościele pw. Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu był wtedy Ks. Feliks Folejewski SAC, który wspominał tamtą chwilę: Powiedziałem wtedy między innymi: Bracie Jerzy, który jesteś przed Bogiem i Matką Niepokalaną, którą umiłowałeś... Umarłeś nie ze starości, ale z miłości. Dlatego żyjesz, bo miłość nie kończy się. Dlatego odszedłeś, ponieważ nie pamiętałeś o sobie. Dlatego, że kochałeś: żyjesz, żyjesz...
Na podstawie poczynionych w śledztwie ustaleń, prokuratorzy stworzyli wersję, że ksiądz Jerzy został uprowadzony przez trzech funkcjonariuszy SB, a następnie przekazany innej grupie, która przez pewien (dotąd dokładnie nieokreślony) czas najprawdopodobniej właśnie w ruinach Zamku Dybowskiego biła i torturowała kapłana, próbując zmusić go do podpisania oświadczenia o współpracy. Stamtąd ksiądz Jerzy miał zostać wywieziony w nieustalone miejsce, w którym poddano go dalszym torturom. Dodatkowego znaczenia nabiera w tym kontekście fakt niewydania przez SB księdzu Teofilowi Boguckiemu sutanny Jerzego Popiełuszki, która musiała – co wskazały plamy na wodzie w pobliżu tamy – zostać zabrudzona substancjami oleistymi. Zabrudzenie to miało najprawdopodobniej związek ze szczególnymi właściwościami miejsca, w którym oprawcy przetrzymywali księdza Popiełuszkę (W. Sumliński, Lobotomia 3.0, Warszawa 2014, s. 166).
Gdzie Pani – jako matka męczennika – szukała pocieszenia? – zapytałam podczas jednego spotkania. – A gdzie szukać pocieszenia, jak nie u Matki? Maryja jest, zawsze była i będzie Pocieszycielką - usłyszałam w odpowiedzi.
- Nazajutrz, 31 października, przyjechali rodzice Ks. Jerzego: mama, Pani Marianna i tatuś Władysław – wspominał Ks. Folejewski. – Przyszli na mszę świętą do kościoła św. Stanisława. Byli w prezbiterium. Miałem kazanie. I co dzień powtarzaliśmy te słowa: I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom... W pewnym momencie patrzę, że mamusia, która była w prezbiterium, zwraca się do ludzi, ma różaniec w ręce, między palcami wystający krzyżyk i zwraca się do ludzi czyniąc znak krzyża i mówi: Przebaczam, przebaczam... I wtedy kamień z serca mi spadł... Taka była ta rzeczywiście chwila trudna, ale już w blasku zmartwychwstania – mówił wzruszony duchowny.
Pogrzeb Ks. Jerzego odbył się 3 listopada 1984. Ciało zamordowanego księdza zostało złożone na terenie parafii pw. Św. Stanisława Kostki w Warszawie.
- Co było później, po zabójstwie? – zapytałam panią Mariannę. – Przypominało się jaki był Ks. Jerzy. To trzeba było przeżyć...
W dniu 7 lutego 1985 zakończył się proces dotyczący morderstwa Ks. Popiełuszki. W 1986 sprawcom złagodzono kary, rok później objęła ich kolejna amnestia.
Na terenie sąsiedniej parafii, przy ul. Chłodnej 15 znajduje się mieszkanie, w którym mieszkał Ks. Jerzy. Po duchownym zostało wiele pamiątek, nawet i obrazki prymicyjne. A w domu Pani Marianny, po beatyfikacji Ks. Jerzego pojawił się piękny obraz, który dostała od kard. Nycza. – Ten obraz jest dla mnie jak relikwia – mówiła podczas jednego z ostatnich już spotkań. O beatyfikacji (6 czerwca 2010) mówiła: przeżywałam wielkie wzruszenie, bo kto we łzach sieje – w radości żąć będzie. Kiedy przyszła śmierć to płakałam, i w smutku siałam, ale teraz – kiedy dożyłam tych chwil – przeżywam wielką radość – mówiła. – Otrzymałam łaskę od Boga – dodała wzruszona. Dobre samopoczucie mamy błogosławionego księdza nie opuszczało, bo żartowała: Było tak pewnego razu, że babka mówiła do obrazu, a obraz ani słowa – i skończyła się rozmowa.
Mama Ks. Popiełuszki zawsze zapraszała, by przyjechać jeszcze. Tłumaczyła też do którego okna zapukać, by usłyszała i mogła otworzyć drzwi, gdyby nikogo innego nie było w domu. Zawsze na koniec spotkania, zawsze z uśmiechem mówiła: „Do zobaczenia”. Jakie jest Pani największe marzenie? – zapytałam już na koniec. – Szczęśliwie umrzeć – odpowiedziała. Marianna Popiełuszko zmarła 19 listopada 2013.
Dziękuję Rodzinie Bł. Księdza Jerzego za życzliwość, rozmowy, wsparcie.
___
Źródło: Wiadomości Parafii Wszystkich Świętych w Warszawie
Intrygujący wpis, który zapamiętam na długo
OdpowiedzUsuńCieszę się i dziękuję... 🍀🌷🌿
Usuń