- Bliskość emocjonalna jest oparta na zaufaniu, zrozumieniu, otwartości. Jeśli tego zabraknie, przestaniemy wzajemnie dbać o siebie, doświadczymy zawodu, rozczarowań, niespełnienia i ludzie rozstają się zawiedzeni a czasami we wrogiej atmosferze, wtedy bliskość emocjonalna może być trudna do odbudowania a czasami staje się wręcz niemożliwa - mówi Waldemar Dulęba, współzałożyciel Pracowni Terapii Rozwoju.
Panie Waldemarze, to w jaki sposób budujemy relacje z innymi nie jest przypadkowe?
Sposób w jaki budujemy więź emocjonalną z drugim człowiekiem, w dużej mierze – ale nie wyłącznie – jest determinowany przez wzorce zachowań, które wynosimy z naszych rodzin. Są takie nurty w myśleniu o więzi międzyludzkiej, które mówią, że jest to reakcja wyłącznie wyuczona na drodze warunkowania: bodziec – reakcja. Nawiązuje się pewnie rodzaj zależności, który prowadzi do jakiegoś rodzaju bliskości. Są też takie nurty, które mówią, że potrzeba więzi jest czymś bardzo pierwotnym – umacnia się i utrwala w codziennym zachowaniu, bo są pozytywne wzmocnienia, które będziemy powtarzać. Ważnym elementem, na który zwracają uwagę badacze, jest predyspozycja którą przynosimy już ze sobą – jest nią potrzeba więzi z innymi. To jest ewolucyjne uzasadnienie. Jest to rodzaj przekazu pokoleniowego, z czego sobie nie zdajemy sprawy, a co jest ważnym czynnikiem wiążącym nas z innymi ludźmi.
Bliskość emocjonalna z dzieckiem, szczególnie na początku – jest konieczna, by było one bezpieczne, a w przyszłości – by potrafiło budować dojrzałe relacje?
Bliskość na początku życia jest niezbędna, bo gdyby jej nie było to byśmy nie przetrwali. Dziecko jest całkowicie zależne – najczęściej od matki i opiekuna. To, czy będzie nakarmione, przewinięte to jest podstawa. Jeśli te potrzeby nie zostaną spełnione to dziecko może przeżywać realne zagrożenie, tym zagrożeniem jest śmierć. Pierwotna więź opiera się na takiej podstawowej biologicznej wymianie, dopiero później staje się ona coraz bardziej wzbogacona.
Jaką rolę odgrywa kontakt fizyczny?
Jest bardzo ważny. To, w jaki sposób dziecko zostaje zaopiekowane i w jaki sposób – poprzez kontakt fizyczny – zostają przekazane informacje o akceptacji. Do tego dochodzi bardzo ważny element: mimika. Jak reagujemy na dziecko? Śmiejemy się, odpowiadając na jego uśmiech, uspakajamy kiedy płacze. Bardzo ważne jest też to w jaki sposób mówimy. Fryderyk II zalecił przeprowadzenie eksperymentu deprywacyjnego, w którym niespełna roczne dzieci zostały odebrane matkom i przekazane opiekunkom. One dostarczały dzieciom pożywienia, przewijały, ale miały jeden zakaz: nie wolno było im się odzywać do dzieci. Fryderyk II chciał w ten sposób odkryć pierwotny naturalny język człowieka. Co się okazało, deprywacja – pozbawienie dziecka mowy doprowadziła w konsekwencji do śmierci dzieci. Eksperyment ten pokazywał w jaki sposób pozbawienie dziecka kontaktu werbalnego, powoduje zaburzenie więzi. Nie wystarczy byśmy byli doglądani. To jest skomplikowany proces, który wymaga nie tylko zaopiekowania zewnętrznego, fizjologii, ale wymaga również poszerzonego wachlarza bodźców, które budują pewien rodzaj wymiany, zaufania, więzi między ludźmi.
Możliwe jest, że ktoś może odpowiedzieć w negatywny sposób na bliskość fizyczną?
Jeśli dziecko ma dostarczane to, co jest mu potrzebne z podstawowych rzeczy: ubrania, pożywienie i jednocześnie ma informację, że jest akceptowane, to nie tylko utrwala się więź między opiekunami a dzieckiem, ale ma to wpływ na budowanie pozytywnego obrazu samego siebie. Jeśli ta relacja zaczyna wzmacniać zaufanie i bezpieczeństwo, to na przykład w sytuacji kiedy opiekun dziecka znika mu z oczu, to ono wie, że on wróci. Jest coraz więcej zaufania, i nie stwarza zagrożenia, że opuszczanie jest końcem świata. Nie jest czymś, co jest zagrażające. Jeśli natomiast są wzorce, w których jest pewien rodzaj zaniedbania, opiekunowie są niespokojni, niecierpliwi, nie zwracają uwagi na sygnały jakie wysyła dziecko, a też nie bardzo są zorientowani w tym, co sami robią – może być to rodzaj więzi nacechowanej lękiem i obawą przed bliżej nieokreślonym zagrożeniem.
Można mówić w ogóle o więzi, która oparta jest na lęku?
Tak. Bo na przykład uległość daje pewność nie utracenia mamy czy taty. Jak coś się rodzicom nie spodoba to zareagują niechęcią, złością, wycofaniem. Jest to sytuacja, w której zostaję pozbawiony źródła opieki i bezpieczeństwa. W związku z tym, trzeba dostosować się tego, czego chcą rodzice. Wtedy utrwala się taki rodzaj relacji, w którym bliskość tworzy się po przez bycie uległym, podporządkowanym.
O to chodzi, by spełniać oczekiwania innych?
Chyba nie. Każda relacja, która będzie oparta na wyżej opisanym wzorcu – będzie replikowała złe wzorce relacji później. Ciągle będzie to sytuacja, że będę się bał, że jeśli czegoś nie zrobię dla ciebie, to ciebie utracę. Żyć w obawie utraty to dyskomfort.
Człowiek, który w dzieciństwie nie doświadczył miłości, ciepła, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji – jest najbardziej narażony na to, że w dorosłym życiu nie będzie potrafił zbudować relacje oparte na bliskości emocjonalnej?
Może tak być, bo taka osoba nie ma pozytywnych doświadczeń w tworzeniu autonomicznej więzi. Gdzie zaufanie dominuje a nie lęk. To jest pewien brak, utrudniający tworzenie bliskości emocjonalnej pozbawionej niepokoju. Najważniejsze jest by przetrwać, nie stracić tego co mam. Może się okazać, że trudna jest bliskość i trudno się odnaleźć w zdystansowaniu od innych.
W jakim sensie?
Na przykład rezygnacja z własnych dążeń, to jak już wspomniałem, włącza sygnał ostrzegawczy prze zbytnią zależnością. Są oczywiście tacy, którzy do tego będą dążyć, bo w takim modelu czują się dobrze. Jeśli ktoś ma na tyle słabe poczucie własnego „ja” to woli szukać oparcia w kimś innym. W sobie go nie będzie szukał, bo jest niepewny, zagubiony sam nie wie czego chce.
Poszukiwanie swojej wartości i wsparcia w kimś innym chyba nie prowadzi do dojrzałej relacji?
To może doprowadzić do tego, że będziemy gotowi na taką uległość wobec innych, że stamtąd będziemy czerpać źródło bezpieczeństwa i poczucie wartości, chociażby poprzez to, że mnie będzie określało to z kim rozmawiam, z kim jem kolacje, z kim się spotykam...
Kolacja i spotkania się kiedyś skończą. Co wtedy?
Powrót do samotnego mieszkania i pustki może być źródłem rozpaczy. Czym to wypełniamy? Jest wiele sposobów, na przykład, wypełnić tę pustkę wspomnieniem tego, co było godzinę temu, to jeszcze jest konstruktywny sposób. Możemy zapełnić pustkę różnego rodzaju rozrywką: obejrzeć film, kabaret, zadzwonić do kogoś, zacząć przeglądać portale społecznościowe. W destrukcyjnym sposobie wypełnienia pustki – sięgniemy po alkohol czy używki.
Bez zaufania da się zbudować bliskość?
Tak, natomiast jest pytanie o jakość tej bliskości. Jeśli bliskość jest zbudowana na lęku – nie potrzeba zaufania. W takiej sytuacji będziemy z kimś związani obawę przed utratą. Tam nie będzie bezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie, źródłem będzie niebezpieczeństwo.
Jeśli mamy świadomość w jakiej relacji jesteśmy – to jest właściwy moment by skorzystać z porady specjalisty?
Rozumiem, że chodzi tu o świadomość „toksycznej więzi”. Wyobrażam siebie, że można też żyć w taki sposób, bo inaczej nie umiemy. Może ktoś nam zwróci uwagę na to, pokaże że coś jest nie tak . Trzeba to jeszcze umieć usłyszeć, odnieść do siebie i chcieć z tego uwikłania wyjść. Bo jest to rodzaj uwikłania, w którym nie ma satysfakcji i zadowolenia. Ciągle jest niepokój, obawa i lęk przez utratą. Do tego dojdzie też zazdrość – będziemy niepewni drugiego, albo siebie samych, będziemy widzieć cały czas jakiś rodzaj zagrożenia – ze strony kogoś, albo czegoś. Właściwie nie będziemy mogli zaufać. I to być może jest ta chwila, kiedy się pojawi chęć spotkania z psychoterapeutą.
W takiej relacji zaufanie jest możliwe?
Zaufania nie da się chyba ustanowić, powiedzieć: „od dziś ci ufam”. Zaufanie jest stanem umysłu wypracowanym przez lata. Trzeba mieć takie doświadczenie, w którym mogłem ufać drugiemu człowiekowi, i wiem, że on mnie nie zawiódł i nie zawiedzie. Jeśli mam utrwalone przekonanie, że nawet to co kruche, nieznane czy niepewne nie jest groźne jest to przyjemne. To musi być rodzaj doświadczenia, w którym mamy pozytywne wzorce.
Trudno też mówić o zaufaniu komuś, jeśli tak naprawdę liczę się tylko ja i moje potrzeby muszą być na pierwszym miejscu?
W lękowym modelu przywiązania, kiedy cały czas ze strachu muszę robić pewne rzeczy – jest koncentracja głównie na sobie, i przekona nie, że jestem w stanie skontrolować ten świat i drugiego człowieka. I wypłynąć na niego w taki sposób, że go nie utracę. Zaufanie do drugiego człowieka w zasadzie nie istnieje. Istnieje natomiast przekonanie, że jeśli stracę czujność to stanie się coś złego. W związku z tym, to ja jestem odpowiedzialny za tą relację, wtedy też różne rzeczy robię, będę się starał być atrakcyjny, będę kontrolował, rezygnował z siebie.
Ludzie, którzy postępują w taki sposób muszą chyba być bardzo poranieni... I chyba nigdy nie doświadczyli miłości...
To ludzie z jakimś brakiem emocjonalnym z jednej strony, a z drugiej – ten właśnie brak wpływa mocno na poczucie własnej wartości. Taki jaki jestem – mogę być niewystarczający a w konsekwencji porzucony. Poczucie własnej wartości buduje się w relacji z otoczeniem już na wczesnym etapie rozwoju. To, co jest ważne w więzi emocjonalne to szacunek do drugiego człowieka uważność na niego i jego potrzeby.
Z kim nie jest możliwe zbudowanie bliskości emocjonalnej?
Na szczęście tak pesymistycznie nie jest. Chodzi raczej w oparciu o jakie wzorce będziemy bliskość emocjonalną tworzyli. Trudne, się wydaje, zbudowanie satysfakcjonującego związku w oparciu o model , w którym dominuje lęk czy nieufność. Gdzie przekonanie, że kontrola na drugim człowiekiem daje szansę na utrzymanie relacji. Tam, nie ma wymiany. Nawet z kimś kto jest gotów na daleko idące kompromisy, rezygnację z własnych pragnień czy ambicji odczujemy wcześniej czy później brak zadowolenia. Jest to obciążające, kiedy czujemy, że się ktoś na nas „uwiesił”.
Bez świadomości siebie i poczucia własnej wartości – możliwa jest dojrzała relacja, w oparciu o bliskość emocjonalną?
Bliskość będziemy rozumieli jako rodzaj więzi emocjonalnej, która nie więzi, a daje przestrzeń i swobodę. Gdzie nie boimy się utracić kogoś, jestem w stanie komuś zaufać i wiem, że ktoś nam ufa. To jest ten rodzaj przywiązania, w którym chce się być. Tam, gdzie jest zaborczość – męczy i zniechęca.
Bliskość emocjonalna może być ważniejsza jak bliskość fizyczna?
Te elementy się dopełniają. W związku partnerskim bliskość emocjonalna ma część intymności, pożądania, erotyki. Im bliskość emocjonalna jest dojrzalsza – tam bliskości erotyczna, zmysłowa będzie bardziej satysfakcjonująca.
Kiedy bliskość emocjonalna się kończy?
Bliskość emocjonalna jest oparta na zaufaniu, zrozumieniu, otwartości. Jeśli tego zabraknie, przestaniemy wzajemnie dbać o siebie, doświadczymy zawodu, rozczarowań, niespełnienia i ludzie rozstają się zawiedzeni a czasami we wrogiej atmosferze, wtedy bliskość emocjonalna może być trudna do odbudowania a czasami staje się wręcz niemożliwa.
___
Źródło: Tygodnik Idziemy
Bardzo ciekawy wpis. Różnie to jest z tą bliskością.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowa 😊
UsuńPraktyczne porady. Na pewno warto rozmawiać o bliskości.
OdpowiedzUsuńWarto, warto... 😊
Usuń