To była moja ósma albo dziewiąta noc z rzędu. Dworzec Zachodni, środek nocy. Na zegarze 2.30, może 3.00 - już dokładnie nie pamiętam. Siedzę, piję kawę i lecą mi łzy. Oglądam się za siebie i w drzwiach widzę śliczną, małą dziewczynkę.
- Gdzie Twoja mama?
- Śpi, z braciszkiem...
Rzeczywiście, zobaczyłam mamę malutkiej dziewczynki, która spała z maleńkim dzieciątkiem. Patrzę, a ta dziewczynka - bo chciała się też w końcu położyć - wzięła plecak, który nie wiem ile ważył, ale jak go podniosłam, to nawet dla mnie był ciężki - wzięła ten plecak, i położyła na nim swoją malutką główkę. Otuliłam ją kocem, popatrzyła mi w oczy i powiedziała, że będzie spać, że mogę już iść.
Kilka chwil później szłam obok nich, ale dziewczynka leżała przytulona do swojej mamusi. Serce mi tamtej nocy pękło po raz kolejny...
Dwie ostatnie noce zanim wyjechałam do domu były najstraszniejszymi nocami w moim życiu, a trochę już żyję na tym świecie. Nigdy jeszcze tyle nie płakałam jak wtedy - kiedy patrzyłam na tych wszystkich biednych ludzi, którzy przez tego mordercę (nie chcę tutaj klnąć), który rozpoczął wojnę i odbiera niewinnym ludziom życie - stracili całe swoje dotychczasowe życie, marzenia, plany, spokój...
To, co widziałam od pierwszych dni wojny - najpierw w Punkcie Informacyjnym dla Uchodźców przy Pałacu Kultury i Nauki, a następnie na Dworcu Zachodnim, ale też i Dworcu Centralnym i Wschodnim - po prostu mnie przeraziło. Jestem silna - to znaczy... tak mi się wydawało, bo w końcu innym potrafiłam ocierać łzy, pocieszać, przytulać, rozmawiać, ale kiedy zostawałam sama - płakałam z bezsilności i bezradności. Do dziś przed oczyma mam obrazy tych pięknych, cudownych ludzi, którzy przez jednego ********* zostali z jedną reklamówką czy torbą.
Była taka noc, kiedy przeszłam się po Dworcu - chciałam się upewnić, czy nikt nie potrzebuje pomocy. Był środek nocy. Nagle zobaczyłam starszego pana, który spał na siedząco, na krześle. Przed tym panem stało może cztery, może pięć reklamówek... Da się by silnym kiedy widzi się tak wielką niesprawiedliwość, biedę i krzywdę drugiego człowieka? Można po takim dyżurze wrócić do mieszkania i żyć tak jakby nic się nie działo? Ja nie potrafiłam...
Kiedy przyjechałam do domu rodzinnego, ale wcześniej pojechałam na Jasną Górę by tam, przed obrazem Czarnej Madonny, do której pielgrzymowałam kilkukrotnie, wraz ze Szczecińską i Krakowską Pieszą Pielgrzymką - pomodlić się o pokój dla Ukrainy i oddać pod opiekę Matki Bożej wszystkich ludzi - byłam wykończona. Któregoś wieczoru spałam. - W czym mogę Wam pomóc? - pytałam po ukraińsku, przez sen, przez łzy... Takich nocy, kiedy mówiłam sama do siebie - było więcej... Moi Przyjaciele, którzy tak jak i ja - przyszli do Punktu w Pałacu Kultury i Nauki - opowiadali mi podobne historie...
Kochani, módlmy się o pokój dla Ukrainy i opamiętanie dla morderców, którzy nie liczą się z życiem innych ludzi i im je odbierają... Zło nie może zwyciężyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz