Od koncertu PRIME Orchestra minęło już dużo czasu, dlatego mogliby już znowu u nas zagrać 😎 Шановні друзі, запрошуємо до Варшави! 💙💛
Na scenie przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie 5 maja wybrzmiał Hymn Ukrainy. PRIME Orchestra z Charkowa dała w stolicy niesamowite show. Zanim przyjechali do Warszawy to wystąpili też w Katowicach. Muzycy są szczęśliwi, że mogli wystąpić w naszym kraju, chociaż - jak mówią - podczas koncertu w Warszawie towarzyszyło im ogromne wzruszenie.
PRIME Orchestra została założona w 2014 roku, przez trzech producentów. Zagrała ponad 600 koncertów. Gra muzykę rockową, popową, elektroniczną, w orkiestrowych aranżacjach, wykorzystując unikatowe opracowania i własny schemat muzyków siedzących i brzmiących, co daje niepowtarzalne i czyste brzmienie. - Koncert PRIME Orchestry to jest tylko muzyka, ale także wspaniały pokaż światła, tańca, efektów specjalnych interakcji z publicznością - mówi Aleksiej Chorolski, jeden z założycieli PRIME Orchestra. W ramach trasy koncertowej po Europie muzycy grają charytatywne koncerty na rzecz Ukrainy.
Zanim zrodził się ten pomysł, wielu artystów PRIME Orchestra było wolontariuszami. Podczas niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebowali, postanowili, że mogą zrobić coś więcej – wpadli na pomysł trasy koncertowej, dzięki której wesprą swoją Ojczyznę. – Zaczęliśmy dowiadywać się o możliwości wyjazdu z Ukrainy, gromadzić orkiestrę i sprzęt. Pisaliśmy listy z wezwaniami o pomoc, a około miesiąca później zdaliśmy sobie sprawę, że możemy zrobić wszystko. Będą z tego korzyści – to najważniejsze – mówi Yuri Rybalka, reżyser PRIME Orchestra.
– Trasa koncertowa mogła się odbyć dzięki staraniom administracji orkiestry, Ministerstwa Kultury Ukrainy i chęci muzyków – mówi Andrej Kudinov, solista i wokalista. – Dla muzyków instrumenty są ich bronią. Dlatego nie bylibyśmy w stanie w takim momencie stać z boku – dodaje Kateryna Stronska, skrzypaczka. - Do rozpoczęcia wojny żyliśmy szczęśliwym życiem. Było dużo planów, ale… były próby, trasy koncertowe i było zadowolenie z tego, co robimy - mówi Anastasia Popova, altowiolistka. - Trasa koncertowa miała się rozpocząć 4 marca, ale… Jestem wdzięczna naszym liderom: Maximowi Maksimenko, Jurijowi Rybalko, Aleksiejowi Chorolskiemu za to, że w tym trudnym czasie nie przestali w nas wierzyć i to dzięki nim mamy trasę po całej Europie - mówi Anna Łytwyn, koncertmistrz zespołu wiolonczelowego.
W dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Yuri był w pociągu do Lwowa. – Jechałem na duży event, żeby zareklamować PRIME Orchestra. Byłem około tysiąca kilometrów od Charkowa. I było mi trudno uwierzyć, że wojna to już nie tylko duch rosyjskich propagandystów i musimy działać natychmiast – dodaje. W Charkowie została jego rodzina. Najpierw mieszkał przez kilka dni w hotelu we Lwowie, który został zarezerwowany na czas eventu, a później w małym mieszkaniu znajomego. – Część mojej rodziny ewakuowała się do Polski, część – została w domu w Charkowie, ale jesteśmy w stałym kontakcie – opowiada. W kontakcie z połową rodziny, która została pod Mariupolem jest też Kateryna. – Ponad trzy tygodnie nie wiedzieliśmy, co się z nimi dzieje. Teraz wszystko jest dobrze – mówi.
Anastasia, przez pierwszy tydzień wojny mieszkała w Charkowie. – Obudziliśmy się od wybuchu. Była panika. Nie mogliśmy uwierzyć, że to się dzieje w XXI wieku – wspomina. Od wystrzałów obudził się też Anton Iwaszczenko, wokalista. – Byłem w mieście z rodziną od początku wojny. Nikt nie chciał wyjeżdżać, ale ostrzał oraz bombardowania z samolotów były bardzo mocne i ciągle nam mówiono, że powinniśmy opuścić miasto. Zdecydowaliśmy, że dopóki nasz dom stoi to zostaniemy. Wyjechałem dopiero 26 kwietnia – mówi. Część jego rodziny została w Charkowie. – Ci, którzy mieszkali bliżej granicy, teraz przebywają na tymczasowo okupowanych terytoriach. Mamy kontakt, ale rzadko – dodaje. Pierwszego dnia ataku poszli kupić jedzenie i wodę, bo nie wiedzieli co będzie dalej. – Cały czas byliśmy w schronie, w budynku obok naszego mieszkania. Był bardzo stary, było zimno i ciemno. Schroniło się tam wielu ludzi – wspomina. – W drugi dzień wojny Rosjanie zaczęli mocno bombardować naszą dzielnicę. Jak się później okazało, było to piętnaście bomb, każda o masie 500 kg. Dwie trafiły w budynek koło nas. Dużo osób zginęło. Razem z ojcem pobiegliśmy tam i pierwszy raz w życiu zobaczyłem czym jest wojna. Ogień, dym, krew, zwłoki... Trudno to wyrazić słowami – dodaje przez łzy.
Poza Charkowem w dniu rozpoczęcia wojny była Anna. – Miałam szczęście, że 20 lutego wyjechałam w odwiedziny do rodziny w innym mieście, i nie mogłam już wrócić. Od 2011 roku mieszkałam w Charkowie, to jest mój dom – mówi.
Charkowa nie chciała też opuszczać Katerina. – Nikt nie chciał wyjeżdżać, ale z każdym dniem miasto było coraz mocniej bombardowane. Decyzja o wyjeździe była spontaniczna. Zrozumiałam, że nie pomogę, jeśli będę siedzieć w schronie. Było mi smutno też z tego powodu, że nie zabrałam ze sobą skrzypiec – wspomina. Ludzi dobrej woli nie brakowało, dlatego dzięki wolontariuszom, skrzypce powróciły do jej rąk.
– Najtrudniej było sobie uświadomić, że życie już nie będzie takie samo. W jednaj chwili naród stał się jednością i ma wspólny cel – mówi Anastasia. Anna często wraca do pierwszych dni swojej działalności wolontariackiej i przez łzy wspomina tamte chwile. – Na początku było ciężko uwierzyć, że rozpoczęła się wojna, a później była potrzeba, by pomagać. Ta pomoc była bardzo różna, od informacji w portalach społecznościowych po opiekę nad ludźmi starszymi, które miały trudność z poruszaniem się i samodzielnie nie mogły opuścić domu – mówi.
W czasie wojny życie kulturalne na Ukrainie zmieniło się, ale nie przestało istnieć.– Niemal każdy, kto przed wojną zajmował się kulturą, teraz angażuje się w pomoc na wszelkie możliwe sposoby – mówi Yuri. Trudno myśleć o występach takich z prawdziwego zdarzenia, kiedy na miasta spadają bomby, a alarmy przeciwlotnicze wyją po kilka godzin. – Czasami odbywają się w metrze, w schronie. Są też koncerty w mediach społecznościowych – dodaje. – Życie kulturalne było, jest i będzie. Kultura ukraińska nadal rozwija i gloryfikuje naszą ojczyznę – dodaje Anastasia. – Nasi ludzie są niezniszczalni! Wydaje mi się, że wszyscy twórczy ludzie Ukrainy starają się pomóc naszym żołnierzom. Oni będą nas chronić, a my będziemy dla nich pracować – mówi Anna.
Mówi się, że „muzyka to lek na całe zło”. Tego samego zdania jest ukraińska altowiolistka. – Myślę, że muzyka leczy i inspiruje. Najlepszym dowodem jest reakcja publiczności, która przychodzi nas wspierać. Przyjemność, która przechodzi przez łzy... Czuję satysfakcję, kiedy ludzie śpiewają wspólnie z nami hymn i ukraińskie piosenki – mówi Anastasia.
Swoich emocji po koncercie w Warszawie nie ukrywa też Anton. – Wzruszył mnie widok ukraińskiej flagi i to, że na występ przyszło tak dużo Ukraińców. W pewnym momencie mało się nie popłakałem, kiedy zaczęliśmy śpiewać hymn. Dawno już nie czułem takiej energii – mówi. - Zobaczyć flagi Ukrainy we wszystkich zakątkach Europy, poczuć wsparcie całego świata, to niesamowite - dodaje Andrej.
Anton wspomina, że po powrocie z trasy koncertowej w Hiszpanii i Portugalii, na początku lutego, wydawało się, że po pandemii życie wraca na właściwe tory. – Przed wojną miałem inne priorytety, było dużo koncertów. U nas żartujemy, że 24 lutego skoczył się jeden wirus, ale zaczął się drugi – mówi. Jest jednak przekonany, że drugiego „wirusa” uda się pokonać.
Dziękuję Aleksiejowi Chorolskiemu za pomoc w przygotowaniu reportażu.
___
Źródło: Tygodnik Idziemy
Wow to musiało być wyjątkowe wydarzenie. Bardzo poruszające.
OdpowiedzUsuńDziękuję, było cudownie! 💙💛
Usuń