We wtorek 27 lutego o 11.00 spod Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wyruszyła demonstracja będąca kulminacyjnym wydarzeniem ogólnopolskiego protestu rolników. Do stolicy na „marsz gwiaździsty” przyjechali tego dnia nie tylko pracujący na wis, ale też jednoczący się z nimi przedstawiciele innych grup społecznych. Uczestnicy ok 13.00 byli już przed Sejmem, kolejnym punktem marszu była siedziba Kancelarii Premiera.
- Jesteśmy z powiatu brzeskiego. Protestujemy głównie przeciwko polityce Unii Europejskiej, „Zielonemu Ładowi”, a w szczególności przeciwko otwarciu granicy na produkty rolno – spożywcze z Ukrainy. Nie tylko zboże, ale wszystkie produkty spożywcze, które są bez żadnej kontroli trafiają do sklepów – mówi pan Tomasz – jak sam się określa – „polski rolnik ponad podziałami”. - Walczymy nie tylko o swoje prawa, ale o prawa konsumentów, dlatego, że Unia Europejska została stworzona po to, aby chronić granice, swoich obywateli, swoich producentów, konsumentów – wylicza rolnik.
Pośród tysięcy protestujących oraz powiewających wokół biało – czerwonych flag małopolski rolnik przypomina: - Dwa lata temu otworzono granice, i nic tak naprawdę nie jest kontrolowane. Prócz problemów z produktami rolno – spożywczymi, trzeba to głośno powiedzieć, że wpuściliśmy siebie mafię ukraińską. To nie jest więc tylko problem dotyczący zboża ukraińskiego – podkreśla pan Tomasz.
Uczestnik protestu odniósł się też do wrogich komentarzy, które w różnych mediach dotykają przedstawicieli jego branży. - Jestem przeciwny blokadom. U nas blokada polega na tym, że co piętnaście minut puszczaliśmy ruch, a w między czasie rozdawaliśmy ulotki i jabłka, a przy okazji uświadamialiśmy ludzi po co tak naprawdę tam jesteśmy. Walczymy nie tylko o siebie, ale i o konsumentów – zapewnia.
- Rozmawiałem z rolnikami, i chyba nawet społeczeństwo nie wie też tego, że wcale nie pomagamy Ukrainie, Ukraińcom. Dziewięć na dziesięć największych korporacji na Ukrainie to są agroholdingi, które są kontrolowane przez kapitał inwestycyjny, są zarejestrowane poza Ukrainą, na Cyprze, w Luksemburgu... O tym nikt nie mówi – dodaje Małopolanin.
- „Zielony Ład” i ograniczenie produkcj rolnej w krajach Unii Europejskiej doprowadzi do tego, że tych produktów trzeba będzie sprowadzać spoza Unii więcej. A to powoduje, że ślad węglowy będzie większy a nie mniejszy, bo trzeba będzie te produkty przyprowadzić. Tak naprawdę Komisja Europejska chce z Europy zrobić skansen... Może być też taki cel, że chce wykończyć indywidualne rolnictwo, bo rolnicy są ostatnią grupą społeczną, która nie została przez korporacje wchłonięta i za dziesięć lat zostaniemy tylko pracownikami w korporacjach, które będą miały ziemię w Polsce – przypuszcza pan Tomasz.
Maszerujący pod Sejm rolnicy z biało – czerwonymi flagami na ramionach, mają nadzieję, że może dzisiejszy protest odniesie dobre skutek, ale co w sytuacji kiedy ich zaangażowanie niewiele da?... - Jeśli polski rząd nie będzie szedł za rolnikami to dzisiejszy protest nie zmieni nic – mówi pan Szymon z Suwalszczyzny. Wraz z kolegami przyjechał własnym samochodem, aby być w Warszawie trochę wcześniej, jeszcze przed rozpoczęciem protestu.
Rolnik odniósł się również do kwestii unijnych dopłat, które większość określa jałmużną. - My nie chcemy dopłat. My chcemy godnie żyć, jak to śp. Andrzej Lepper kiedyś powiedział. Unia Europejska zamiast nas rozwijać – spowalnia, i to do takiego stopnia, że... Rolnikiem jestem już szesnaście lat i kiedy zaczynałem gospodarzyć to jakoś to szło, a teraz człowiek żyje od pierwszego do pierwszego. Praktycznie każdy ze wsi próbuje jakoś sobie dorabiać żeby mieć na raty spłaty kredytów. Ktoś powie, że rolnicy mają ciągniki za miliony. Jasne, ale czym mamy pracować? Grabiami? Teraz rolnik ma średnio między 50 a 150 ha. I sam jeden wszystko obrabia – mówi pan Szymon, który łącznie z dzierżawami pracuje na 85 ha. - Na maszyny idą miliony, a ile kosztuje sama obsługa gospodarstwa... – mówi rolnik. - Lepiej to już było - ocenia. Przywloką nam jeszcze ludzi z trzeciego świata. Pakt imigracyjny premier podpisał, chociaż mówił, że tego nie zrobi. Czemu jeden z drugim (polityk) nie wyjdzie do tutaj? – zastanawia się protestujący. - My sobie poradzimy, bo pójdziemy do innej pracy, sprzedamy rolę, maszyny i jakoś pospłacamy kredyty ale jeśli politycy wszystko zniszczą i zabiorą – czego będą żyć inni?
Na proteście w Warszawie byli m.in. rolnicy, którzy poza pracą na roli prowadzą też działalność gospodarczą. Jednym z takich gospodarzy jest pan Andrzej, który zajmuje się ślusarstwem. – Moja branża w dziewięćdziesięciu procentach opiera się o rolnictwo, ponieważ głównie wykonuje usługi dla rolników – informuje.
W mediach pojawia się komentarze na temat zamożności rolników, drogiego sprzętu, w tym traktorów. Nasz rozmówca tłumaczy, że koszt maszyn jest bardzo duży. – Cena za traktor to około siedemset tysięcy, niekiedy nawet milion, więc rolnicy muszą wziąć kredyty, aby kupić takie ciągniki. Jeśli natomiast spełniamy wszystkie wymagania, to Unia Europejska może zwrócić połowę, czyli tak czy inaczej, zostajemy z połową kredytu. To nie wygląda wcale tak kolorowo, że dostajemy ciągniki z Unii, tylko też musimy na nie ciężko pracować. - Przy cenach, które są obecnie, bank nie będzie czekał. Musimy spłacać kredyt – wyjaśnia pan Andrzej.
- Strajkujemy głównie przeciwko „Zielonemu Ładowi” i przeciwko importowi z Ukrainy. Chcemy wprowadzenia ceł, takie jak były w 2021 roku. Chcemy, żeby to wszystko wróciło do normy. W tej chwili cena pszenicy spadła o sto procent, a nawet i bardziej. Prognozy na żniwa to cena 550zl, a nasze minimalne koszty, żeby wyjść „na zero” to 900zl –mówi wiejski przedsiębiorca, który przyjechał spod Poznania.
- Byłem tylko na jednym proteście, ponieważ z powodów rodzinnych nie mogłem uczestniczyć w pozostałych. Były to kulturalne demonstracje, nikt nie robił żadnych zadym, nie było żadnego chamstwa. Chcą teraz nam dać 1.500zl od hektara... Dla mnie jest to zamknięcie ust dla rolników – dodaje Andrzej.
- To jest jałmużna – potwierdza słowa innych rolników, Łukasz, który idzie z biało – czerwoną flagą w ręce. - Nie zgadzamy się na takie rzeczy. Jeśli chcą to niech tę jałmużnę wezmą do europarlamentu. Przyjechałem dziś na protest do Warszawy, bo jestem Polakiem – wyjaśnia.
Rolników na proteście wspierali też górnicy. - Chodzi o naszą likwidację. Unia Europejska skróciła nam czas pracy. Jesteśmy dziś na proteście, bo chcemy się zjednoczyć w ten sposób z rolnikami. Nie wiem jak wytłumaczyć to, co się dzieje teraz w Polsce – mówi pan Kamil, górnik. - Działamy przeciwko „Zielonemu Ładowi”, bo niszczy naszą ekonomię, gospodarkę. Niszczy praktycznie wszystko: od rolnictwa po energetykę – dodaje górnik.
- Nie sądzę żebyśmy robili coś przeciwko naszym obywatelom. Raczej robimy coś w drugą stronę – dla wszystkich – mówi inny pracownik kopalni, pan Tomasz, górnik. – Dziś jest strajk ostrzegawczy, także oby dzisiejszy protest przyniósł efekt, bo następnym razem przyjedziemy w większej grupie – podkreśla.
Na protest przyjechali także m.in. pszczelarze. – Tak samo jak rolnicy, jesteśmy producentami żywności i tak samo „obrywa” nam się przez bardzo duży import miodu do Polski, i zbijanie cen skupu miodu w hurcie. Jest to główny powód, dla którego dziś tu jesteśmy. Są jeszcze inne – mówi pan Kazimierz, producent uli. Do jednego z mniejszych powodów zalicza proceder fałszowania opisów miodu na opakowaniach. – Do słoików, na sprzedaż trafiają mieszkanki miodów, człowiek dokładnie nie wie co w co tam jest – wyjaśnia. - Żądamy zmniejszenia importu, powrotu do starych zasad, czyli opłaty celnej za import miodu; domagamy się docenienia produktu powstającego w Polsce, gdzie pszczelarze opłacają podatki, gdzie przyjmują pracowników – wylicza. - Dzięki temu nasz piękny kraj jakoś funkcjonuje – dodaje pan Kazimierz.
- Jeśli pszczelarze nie będą mogli sprzedać miodu hurtowo, bądź nie będą mieć odpowiedniego wynagrodzenia za swoją ciężką pracę, wiele innych branż tak samo na tym straci – mówi pan Kazimierz. – Jesteśmy i wspólnie z rolnikami i chcemy, żeby ktoś „na górze” zauważył ten problem - wskazuje.
- Nie możemy się cofnąć, bo mamy do stracenia wszystko – podkreśla nasz rozmówca. - Nie chcemy żeby zlikwidować import, eksport. To zawsze było i zawsze będzie. Nam chodzi o to, żeby produkt polski był priorytetem – mówi z kolei pan Kornel, również właściciel firmy, która produkuje ule.
Na proteście w Warszawie byli obecni również rolnicy, którzy dziś odpoczywają już na emeryturze. – Ludzie tyle pieniędzy wydali na swoje gospodarstwa i teraz co? Na bruk? – pyta demonstrant z Kraśnika. – To chyba nie na tym polega, bo ludzie odmówili sobie wszystkiego, i teraz mają swoje maszyny wyprowadzić na złom? Dzieci rolnika nie poszły w ślady ojca, dlaczego? – zastanawia się. – W tej chwili nikt już nie chce gospodarzyć na ziemi, każdy woli mieszkać w mieście. Nie dziwię się – odpowiada emerytowany rolnik.
___
Źródło: PCh24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz