Jestem wdzięczna Księdzu Profesorowi Waldemarowi Cisło za to, że podczas pobytu w Nigerii znalazł czas na naszą rozmowę. To była piękna, wzruszająca, ale i trudna rozmowa...
Ks. dr hab. Waldemar Cisło – profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, specjalista teologii fundamentalnej, dyrektor polskiej sekcji Pomoc Kościołowi w Potrzebie, dyrektor Uniwersyteckiego Centrum Badań Wolności Religijnej UKSW, pomysłodawca Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym
Ministerstwo Spraw Zagranicznych raczej odradza podróże do Nigerii. Dlaczego Ksiądz mimo wszystko odważył się na podróż do tego kraju?
- Arcybiskup Abudży – Ignatius Ayau Kaigama jest naszym przyjacielem. Wielokrotnie bywał w Polsce, ja u niego też bywałem, w Bomadi. To jest trudniejszy teren, realizowaliśmy różne projekty, m.in. dostarczaliśmy wodę pitną do osiedli. Jest pięknym, zielonym terenem, są rzeki, ale woda jest zatruta, i żeby dostać się do czystej wody – trzeba było iść sto metrów w ziemię. Wtedy zrobiliśmy dużą akcję, która miała na celu dostarczenie wody pitnej.
Nigeria rzeczywiście jest jednym z najbardziej niebezpiecznych krajów. Na pewno trzeba uważać na to gdzie się człowiek porusza, z kim się spotyka, bo porwania białych ludzi są dosyć częste. Jeśli nieroztropnie będziemy się poruszać to może być to kłopot zarówno dla danego człowieka jak i dla tych, którzy będą go chcieli później uwolnić.
Co jest głównym celem tej podróży?
- Od 2015 roku mamy księży, którzy studiują na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Studiują w języku angielskim, piszą doktoraty, robią licencjaty kościele, które upoważniają do nauczania na uczelniach kościelnych. Wszyscy wrócili do Afryki, pracują tutaj w seminariach, na wyższych uczelniach. Wykształciliśmy do tej pory 20 doktorów, 32 kapłanów otrzymało licencjat kościelny i 10 obroniło prace magisterskie.
Spotkaliśmy się tutaj z księdzem, który jest wykładowcą w seminarium i wychowawcą w college, w którym uczy się piętnaście tysięcy młodzieży – połowa z nich to muzułmanie. Warto powiedzieć, że ktoś, kto kończy college w uczelniach nigeryjskich jest przyjmowany na II rok studiów – college ma tak dużą renomę.
Warto przyjmować i kształcić przyszłych księży w Polsce. Jeden z księży, który rozbudowywał kościół powiedział, że nauczył się od nas tego, że warto pomagać. Głównym powodem naszego przyjazdu było to aby odwiedzić księży, którzy zostali u nas wypromowani, a którzy dziś pracują tutaj.
Księża w Nigerii są bardzo zaangażowani... Nie ma kryzysu powołań?
- Mówimy ciągle o kryzysie powołań i nie ma co zaprzeczać faktom, bo jest ewidentny spadek. Tutaj byliśmy tylko w jednej diecezji, Abudży. Do seminarium zgłosiło się pięćset kandydatów, z których wybrano tylko dwudziestu pięciu. Proszę zobaczyć jaki jest ostry proces selekcji kandydatów do kapłaństwa. Przygotowanie do kapłaństwa trwa dziewięć lat. W Afryce notujemy rekordową liczbę powołań. Chociaż już za samo noszenie krzyża można tutaj zapłacić najwyższą cenę.
W ciągu ostatnich 14 lat po ad 52 tys. chrześcijan zostało zabitych w Nigerii przez islamskich ekstremistów...
- Według ostatniego raportu w Nigerii o 60 procent wzrosła liczba zamordowanych chrześcijan. Są to bardzo niepokojące dane. Fala prześladowań ciągle rośnie. To nie tylko porwania księży, ale też ataki na kościoły i brutalne morderstwa na tle religijnym. Księża, którzy zostali porwani opowiadają o tym jak trudne jest posługiwanie w tym kraju, zwłaszcza na północy, gdzie jest więcej muzułmanów, którzy mają na celu wprowadzenie szariatu. Na południu są w większości chrześcijanie i wyznawcy religii lokalnych.
Na co dzień Ksiądz się nie boi?
- W Polsce też czasami trzeba się bać, bo różne sytuacje się zdarzają. Zawsze trzeba uważać. Przyjechał z nami również fotograf i dziennikarz. Staramy się nikomu nie narażać. Kiedy wysłaliśmy plan do księdza arcybiskupa, w którym było opisane co byśmy chcieli zrobić, odpowiedział: ale to nie dla białych. Wtedy powiedziałem, żeby ksiądz arcybiskup ułożył taki plan, który będzie bezpieczny zarówno dla niego, jak i dla nas.
Zdarza się Księdzu wychodzić samemu?
- Nie. To by było nieroztropne.
W jakich warunkach życie?
- Mamy wodę, która może trochę za mało cieknie rano ale da się umyć. Mieszkamy w domu w stolicy kraju, więc warunki są dobre. Jest to Dom Św. Jana Pawła II, mieszkają tu siostry zakonne, zatrzymują się księża, którzy odwiedzają stolicę kraju. Natomiast na wioskach są trudniejsze warunki, czasami nie ma wody. Jest bieda. Byliśmy u księdza, u którego jest wynajmowany dom – służy również jako dom duszpasterski. Tam rzeczywiście warunki są bliższe betlejemskiego żłobka niż inne...
Dom Św. Jana Pawła II, tak daleko od naszego kraju...
- Tutaj Św. Jan Paweł II jest bardzo szanowany. U nas się niszczy jego pomniki, nauczanie, a tu jest wspominany z wielkim szacunkiem. Byliśmy również na placu, na którym Ojciec Święty Jan Paweł II sprawował Mszę Świętą podczas swojego pobytu w Nigerii. Teraz buduje się tutaj katedra pw. Dwunastu Apostołów. Ciekawostka jest taka, że większość z tych, którzy uczestniczyli w spotkaniu z Ojcem Świętym to byli muzułmanie. Widzimy, że wielki autorytet, który w Polsce jest niszczony – na świecie jest otaczamy szacunkiem. W Nigerii dziedzictwo Św. Jana Pawła II jest szczególnie żywe.
Pobyt w takich miejscach sprawia, że zmieniają się priorytety?
- Uczy pokory. My nie cenimy tego, że mamy wolność, że naszych kościołów podczas nabożeństw nie musi pilnować wojsko i policja. Proszę zobaczyć jak się u nas niszczy to, co jest wartościowe. Tutaj, w Nigerii, wierni bardzo szanują swoich kapłanów. Niestety są oni przez różne bojówki porywani. Podczas naszego pobytu zostało porwanych trzech księży, jeden niespełna tydzień temu. Niektóre przypadki kończą się śmiercią, ale większość udaje się jednak wykupić.
Aż trudno sobie wyobrazić przez co przeszli ci księża...
- Jeden z ojców, który został porwany kilka miesięcy temu powiedział mi: „Założyli mi worek na głowę i zacisnęli pętlę na szyi, co uniemożliwiło mi oddychanie. Dwa razy straciłem przytomność. Zacząłem się modlić, myśląc, że to może być ostatnia rozmowa z Bogiem”. Ojciec James z diecezji JOS został porwany przez islamskich terrorystów.
Czego uczy spotkanie z ludźmi, którzy żyją w tak prześladowanym kraju?
- Uczą nas, że wiara w Chrystusa potrafi kosztować bardzo wiele. Spotkania z ludźmi, z ich kulturą, przypominają nam, że nawet w trudnych warunkach można znaleźć głęboki sens i obecność Bożą. Kiedy w Polsce zdejmuje się Krzyże ze ścian, tutaj za Krzyż się umiera. Kościół Cierpiący w Nigerii daje nam świadectwa wiary, obok których nie możemy przejść obojętnie.
Możemy tak naprawdę w każdej chwili pójść na Adorację Najświętszego Sakramentu, do spowiedzi... Możemy sobie w ogóle na dużo rzeczy pozwolić. Nie doceniamy tego, co mamy?
- Proszę zobaczyć jak spada liczba tych, którzy chodzą w niedzielę do kościoła. W Warszawie to już ok. 16 procent, a przecież w naszym kraju nie wysadza się kościołów, nie ma zagrożenia, że jak pójdziemy do świątyni to już z niej nie wrócimy. A w Nigerii jednak przy kościele stoją żołnierze z długą bronią i pilnują, by ci, którzy są w środku – czuli się bezpieczni. Doświadczyłem tego tutaj, kiedy brałem udziałem w uroczystościach.
W Nigerii nie ma też takiego socjalu jak w Polsce. „500+” wyprowadziło bardzo dużo ludzi z kryzysu, trzeba być wdzięcznym Bogu i politykom, którzy wtedy pomyśleli o najbiedniejszych. Tutaj, jak się patrzy na te dzieci... to jest najbardziej smutny widok.
Przepraszam, że o to zapytam... Zdarzyło się kiedyś Księdzu zapłakać podczas takiego spotkania?
- Staram się trzymać, ale w środku... Dzieci są niewinne. Kilka godzin przed naszą rozmową była taka sytuacja, że dzieci siedziały z koszyczkami , do których ich mamy włożyły coś do jedzenia na cały dzień – właściwy posiłek jedzą raz dziennie. Szkoda tych dzieci, bo jak się porówna polskie dzieci, które mają różne wymagania... Wyznaję zasadę, że europejskie dzieci – w tym polskie – powinny po ukończeniu szkoły podstawowej przyjechać na przykład na dwa tygodnie do Afryki i zobaczyć jak życie wygląda. Wtedy człowiek nabiera dystansu do życia.
Przykład Cierpiącego Kościoła w Nigerii pokazuje nam, zachęca nas do tego abyśmy byli bardziej odważni w wyzwaniu wiary w Zbawiciela?
- Mówiłem już o tym w naszych wywiadach, ale warto powtórzyć, że czasami wystarczy jeden głos rozsądku, żeby otrzeźwić towarzystwo. Kilka lat temu w Wielki Czwartek była dyskusja w telewizji. Jeden z polityków lewicowej partii mówił, że Kościół to tylko pieniądze, zbiórki itd. Pani posłanka, która przyznała się do tego, że często chodzi do kościoła, zapytała posła: A kiedy pan ostatnio dawał na tacę? Poseł z lewicy odpowiedział, że nie daje na tacę. Na co posłanka opowiedziała: To o co się pan martwi? Proboszcz z kościoła gdzie ja chodzę, co roku rozlicza się z tego ile zebrał i na co wydał. Trzeba mieć świadomość, że nasze świadectwo będzie miało coraz większą wartość. Musimy mieć świadomość przynależności do Kościoła.
Nawet i taki głos wymaga dziś odwagi...
- Przywykliśmy do wygodnego życia – Kościół milczenia, nic nie powiemy, nie zaprzeczymy – to jest wygodne, bo jeśli się zaczniemy odzywać to możemy się narazić komuś. Niestety, ale albo się jest wierzącym albo nie, z konsekwencjami tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz